Kiedy w marcu 2013 roku kardynał Bergoglio został papieżem (wybrany ponad 90 głosami na minimum 77 – potrzebnych) i obrał imię Franciszka, wskazał na powrót Kościoła do podstawowych ideałów ewangelicznych.
Zamiast papieskich apartamentów woli Dom Świętej Marty, w którym kardynałowie zatrzymują się na czas konklawe. Ascezę praktykuje konsekwentnie od lat. Jako prowincjał jezuitów w Argentynie, odpowiedzialny za 15 wspólnot, liczących 200 księży, także żył skromnie, Miał prosty pokój z biurkiem i łóżkiem. Kiedy był duszpasterzem 13-milionowego Buenos Aires, interesował się losem biednych nie tylko zza biurka.
– Można go było zobaczyć w autobusie numer 70 – wspomina ówczesny współpracownik papieża. – Przyjeżdżał z centrum i chodził z nami po tej dzielnicy od rana do wieczora.
– Kiedyś wszedłem do jego pokoju, gdy pisał przemówienie dla jednego z biskupów – wspomina inny współpracownik. – Dziesięć minut później zobaczyłem, że robi pranie, a potem przyjmował jako kierownik duchowny. Był człowiekiem-orkiestrą. Nie miał żadnych oporów, by zakasać rękawy i gotować, gdy nie było kucharki.
Chętniej kieruje się własną intuicją niż protokołem. – Jest prawdziwym szefem – mówi jeden z pracowników Watykanu. – Uczestniczy w zebraniach roboczych. Można go spotkać w windzie.