Problem uchodźców składa się z dwu osobnych części. Pierwsza to ci, którzy już są w Europie, koczując głównie w Grecji i we Włoszech. Trzeba ich przyjąć, realizując zobowiązanie, które podjął poprzedni rząd. Europa była z nami solidarna, gdy walczyliśmy z komunizmem, była solidarna przy podziale funduszy rozwojowych, teraz czas, byśmy trochę ulżyli naszym braciom z Południa. Solidarność nie jest moralnością Kalego, ale noszeniem cudzego brzemienia. Jest fundamentem Unii; kto go lekceważy, wyklucza się ze Wspólnoty.

Ale pierwsza część to tylko – jak mawia pewien mój przyjaciel – „bułka z masłem i kawiorem" wobec całości. Dzisiejsze pandemonium Morza Śródziemnego jest zwiastunem apokalipsy, którą spowoduje nasza bezczynność. Prezydent Trump, przyklepując gigantyczny kontrakt na dostawę broni do Arabii Saudyjskiej, dobrze wie, że jej część trafi w ręce terrorystów i lokalnych watażków. Podobnie jak wie o tym każdy inny handlarz śmiercią, zwłaszcza rosyjski. Ale wojny w Afryce, na Bliskim i Środkowym Wschodzie to tylko część problemu; dalsza to susza i głód coraz mocniej trapiące najuboższe kraje Afryki. Trzecia wreszcie to globalizacja marzeń i nadziei, bo już w najdalszym zakątku świata ludzie wiedzą, że można żyć lepiej i bogaciej, ale nie mają na to środków.

Co robić? O wiele skuteczniej niż dotąd chronić granice Unii. Szczególna odpowiedzialność spoczywa na Polsce, bo agencja Frontex mieści się w Warszawie, o co sami zabiegaliśmy. Ale płoty graniczne i zawracanie łodzi nie wystarczą. Potrzebna jest ogromna pomoc dla tych podupadłych państw. Tu będziemy zdawać jeszcze trudniejszy i kosztowniejszy egzamin z solidarności. W przeciwnym wypadku trzeba będzie ustawić karabiny maszynowe na granicach.