I choć Rosja, gdzie będziemy grali, leży o krótki ruch palca na mapie Google'a, szanse na obejrzenie któregoś z polskich meczów mamy raczej marne. Bilety dawno sprzedano, a i procedury wizowe trwają na tyle długo, że skok choćby do najbliższego nam Kaliningradu nie jest łatwy. Szkoda, bo bardzo bym chciał, by kraj Tołstoja i Dostojewskiego był nieco bardziej otwarty, przyjazny i miły dla nas, Polaków. Rozdzieliła nas polityka, nasze nowe, suwerennie wybrane sojusze, ale także imperialne myślenie i krótkowzroczność Kremla, który nie patrzy na nas tak przychylnym okiem jak za czasów Jelcyna. Wciąż wierzę, że to się zmieni, bo Rosja jest nie tylko wielka, ale i fascynująca, pełna zagadek, niebywałej magii.

Doświadczałem tego wielokrotnie, wędrując przy świetle białych nocy po Leningradzie czy obserwując świty i zachody słońca nad zamgloną Wołgą z pokładu parostatku „Siergiej Jesienin" w Niżnym Nowogrodzie. Zostały mi po tamtych czasach malarskie fotografie i wspomnienia, do których czasem na tych łamach wracam. Ale przede wszystkim została we mnie niezgoda na stereotyp groźnej, tępej i nieprzyjaznej Rosji, którego echo tak często pojawia się we współczesnej Polsce. Bo przecież ten ton nie sprawdza się ani wobec pisarstwa Hercena, Nabokowa, Wojnowicza czy Zinowiewa, ani wobec życiowych wyborów, jakich dokonywali. Oni to też Rosja, podobnie jak cudowni ludzie nad Bajkałem, w górach głębokiej Syberii, o czym wie każdy, kto tam bywał.

Uważni czytelnicy „Rzeczpospolitej" świetnie to zresztą rozumieją. Bardzo bym pragnął, by „Rzecz na lato" – dodatek, który państwu dziś ofiarujemy, był takim właśnie otwieraniem drzwi do jasnego, promiennego świata, który przyciąga uwagę i fascynację mądrych i spragnionych poznania ludzi. Dziś przyglądamy się mundialowi w Rosji, ale nie będziemy przecież pisać o nim co tydzień. Te łamy będą otwarte także na inne strony świata, na muzykę, kulturę i styl życia. Mam nadzieję, że znajdą w nim Państwo barwne reportaże z Afryki czy Azji, barwne rysunki pustyń i ujść wielkich rzek kreślone ręką pisarskich zawodowców i zwykłych czytelników. Chciałbym dowiedzieć się z łamów „Rzeczy na lato", czym się różni tajskie curry od mojego ukochanego Vindaloo, jakie jest kulinarne znaczenie tamaryndowca czy mleka kokosowego. Chciałbym również wiedzieć, na co pójść latem do kina czy teatru, jakiej muzyki posłuchać stosownie do pogody. Mam nadzieję, że ta twórcza lekkość zadomowi się na stronach dodatku, znajdzie Państwa przychylność i zgrabnie przemieni się we wrześniu w czytaną z równą pasją i sympatią „Rzecz na jesień", a potem „Rzecz na zimę".

Czytajcie nas Państwo i komentujcie to, co drukujemy. Jesteśmy przecież wyłącznie dla Was, naszych Drogich Czytelników.