Dotąd słyszałem, że w jego zasięgu ma się znaleźć 100 mln potencjalnych pasażerów. Pewnie pojawiło się przekonanie, że Niemcy nie tylko znajdą się „w zasięgu", ale nawet przestaną latać z Berlina i masowo zaczną latać z Baranowa. Podobno będzie się im to opłacać.

Ale ja mogę sobie dziś żartować, bo żartowałem już w czasach Donalda Tuska, z tą różnicą, że wtedy nazywało się to Centralny Port Lotniczy, a nie Komunikacyjny. Druga różnica jest taka, że PiS po prostu uchwali specustawę o porcie, podczas gdy PO wynajęła konsorcjum kilku firm doradczych, które stworzyły ponad 200-stronicową „Koncepcję Lotniska Centralnego dla Polski". Była ona opatrzona konkluzją, że budowa nowego portu „przyniesie więcej korzyści dla rozwoju polskiego sektora transportu lotniczego i będzie bardziej atrakcyjna finansowo niż rozbudowa infrastruktury istniejącego portu w Warszawie". Po wybuchu kryzysu greckiego powędrowała na półkę, aczkolwiek wzmiankowano o niej jeszcze w oficjalnej rządowej „Strategii rozwoju transportu do 2020 roku" przyjętej w roku 2013. Pisałem wówczas: „proszę pamiętać, że ja byłem przeciw". Dziś natomiast przeciw są ci, którzy wówczas byli za. Ale skoro PiS nie zamówił żadnego raportu, to nie ma niezależnych ekspertów, którzy by swojego zlecenia bronili. Ale jakoś mnie to wszystko nie dziwi, bo przecież nie chodzi o lotnisko, tylko o to, kto je będzie budował, a zwłaszcza – budowę zlecał.

Rząd Donalda Tuska nie był zresztą pierwszym, który się do tej koncepcji przymierzał. W 2003 roku zaczął rząd Leszka Millera. Według „Strategii rozwoju infrastruktury transportowej" budowa portu miała zostać zakończona w latach 2010–2013. Prace nad studium wykonalności dla nowego lotniska zostały powierzone hiszpańskiemu konsorcjum INECO-SENER za 550 tys. euro! Czy raport z prac konsorcjum w ogóle powstał – nie wiadomo. To znaczy wiadomo, że powstał, ale wiadomo to nieoficjalnie. Wzmianka o nim znalazła się bowiem w projekcie wspomnianej „Strategii rozwoju transportu do 2020 roku" z marca 2011 roku – więc zakładam, że ktoś go fizycznie widział. Nie było jej już jednak w dokumencie ostatecznym „Strategii..." przyjętym w 2013 roku.

Dziwić może natomiast eskalacja kosztów. Port Tuska miał kosztować 20 mld zł. Port Kaczyńskiego ma kosztować już 35 mld. zł. A jeszcze nawet łopaty nie zdążyli wbić! Choć pewnie Stanisław Bareja by się temu nie dziwił.