Na ulicach sami zamaskowani. Prezydent Majchrowski ogłaszał wtedy, że komunikacja miejska jest bezpłatna dla posiadaczy aut, składając smogowi ofiarę z budżetu, podobnie jak pradawni mieszkańcy grodu składali smokowi ofiarę z dziewic. Dopiero wiosenne wichry i ulewy położyły kres panoszeniu się smoga.

Ale to już ostatnia taka zima. Niedawno wojewódzki sejmik podjął od dawna odwlekaną uchwałę zakazującą ogrzewania domów i mieszkań węglem o niskiej jakości. Kontrolującym paleniska policjantom i strażnikom miejskim trzeba będzie już w drugiej połowie bieżącego roku okazywać certyfikat jakości paliwa wystawiany przez licencjonowanego sprzedawcę. Regulacja jest zresztą przejściowa, bo już za dwa lata wchodzi w życie całkowity zakaz palenia jakimkolwiek węglem na terenie Krakowa.

Są to przepisy trudne i kontrowersyjne nie dlatego, że podstępny smog ma przyjaciół na urzędowych stołkach, ale przez to, że uderza w niezamożnych mieszkańców. Certyfikowany węgiel jest droższy, ale przede wszystkim kosztowna jest wymiana pieców na elektryczne lub gazowe. Miasto pokrywa wprawdzie 80 proc. kosztów, ale są ubodzy, których nie stać nawet na wyłożenie 20 proc. Jest też wielu właścicieli domów, którzy w ostatnich latach wymienili paleniska na bardziej ekologiczne, ale też węglowe, i już za dwa lata muszą wyrzucić swoje ogrzewacze na złom.

Nie ma jednak innej drogi. Nie tylko dlatego, że Polsce pozostały trzy lata na dostosowanie do unijnych norm; także dlatego, że dotąd corocznie skazujemy kilkuset krakowian na przedwczesną śmierć z zatrucia.

Dzisiejsi Małopolanie porównują swój region z Europą. Pamiętam jednak lata 70., kiedy dymiły kominy i wielkie piece huty (wówczas) Lenina, a swe wyziewy dokładała huta aluminium w Skawinie (dziś już zlikwidowana). Wystarczyło zostawić w Krakowie na jedną noc umyty samochód, by pokrył się czarnym nalotem. A ludzkie płuca? To jest właśnie miara postępu!