To jeszcze nic – bo licząc wszystkie komunikaty reklamowe i ekspozycje marek (np. ekrany z filmikami reklamowymi, promocyjne regały w sklepach, billboardy, obrandowaną odzież) łączna liczba przekazów marketingowych sięga 4–5 tys. dziennie (niektórzy mówią nawet o 20 tys.).
Ten zalew nie przekłada się oczywiście na faktyczny odbiór. Podczas gdy część firm zarabia na tym, by przedrzeć się do naszej świadomości czy podświadomości z jakimś produktem czy usługą, rozwinął się biznes usług chroniących konsumentów przed niechcianymi reklamami. Mamy więc adblocki hamujące ich napływ w sieci oraz cyfrowe nagrywarki, które pomagają uniknąć konieczności oglądania reklam w telewizji. Co więcej, zalew komunikatów sprawił, że psychicznie jesteśmy też na nie bardziej odporni.
W rezultacie z tych ponad 360 reklam bombardujących konsumentów w mediach tylko niespełna połowa zostaje w ogóle zauważona, a zaledwie trzy na sto angażuje odbiorców na tyle, że może za tym pójść jakieś działanie – np. zakupy.
Na szczęście dla specjalistów od reklamy i marketingu oraz ich klientów rynek nie znosi próżni, zwłaszcza gdy z pomocą idą cyfrowe technologie i automatyzacja wsparte znajomością ludzkiej psychiki. A ta dowodzi, że reklama skierowana właśnie do mnie, a w dodatku dopasowana do moich obecnych potrzeb, ma spore szanse, by przyciągnąć moją uwagę. Dlatego można się spodziewać, że już niedługo interaktywne ekrany reklamowe w sklepach i centrach handlowych będą stałym elementem naszych zakupów (i decyzji zakupowych).
Gdy dojdzie jeszcze do tego zaawansowana analityka Big Data, reklamodawcy będą mieli nas, konsumentów, na widelcu – oszczędzając czas i zwiększając efektywność budżetów reklamowych. A gdy jeszcze dojdzie obietnica specjalnej, spersonalizowanej promocji...