#RZECZoEURO - Brawo biało-czerwoni!
Dwa wcześniejsze starty zakończyliśmy się na fazie grupowej.
Pierwszy raz w wielkich turniejach o losie naszej drużyny decydowały rzuty karne. Pięciu Polaków wykonało je perfekcyjnie, Szwajcar spudłował, dając nam awans.
Skala trudności z każdym meczem rośnie więc tym razem na zwycięstwo trzeba było zapracować szczególnie. Zmieniły się też zasady. Już nie wystarczy się bronić żeby zdobywać punkty. Trzeba strzelać bramki żeby wygrać, bo remis awansu nie daje.
Polacy wywiązali się z tego zadania jako tako a wiadomo, że awans zmusza do łagodnych recenzji, bo cel został osiągnięty. Tyle, że trochę szczęśliwie. Nadal gramy niemal perfekcyjnie w obronie, dając sobie w kolejnych meczach radę z przeciwnikami, prezentującymi zróżnicowane umiejętności i style. Gdyby nie fenomenalny strzał Xherdana Shaqiriego, którego nie obroniłby żaden bramkarz świata, nadal mielibyśmy czyste konto.
A Łukasz Fabiański kolejny raz udowodnił, że należy do czołówki światowej. Co najmniej w trzech sytuacjach to on ratował nam skórę. Cieszy mnie to osobiście, ponieważ Fabiański jest normalnym młodym człowiekiem, nie szukającym rozgłosu, nie szpanującym tatuażami, samochodami czy dziewczyną lub żoną celebrytką. Jest bohaterem boiska a nie tabloidów. Broni w rękawicach, na których obok polskiej flagi nosi napis „Jasiu”. To imię jego syna, który urodził się tuż przed Bożym Narodzeniem.
Podobnym typem jest Jakub Błaszczykowski. Jeśli tacy ludzie stają się bohaterami wygranego meczu to cieszę się nie tylko jako ich rodak, ale dziennikarz, opisujący reprezentantów Polski od ponad 40 lat i znający różne typy zawodników.