Przerwanie dostaw nastąpiło nieoczekiwanie i bez uprzedzenia, potwierdziła agencji TASS Swietłana Borodulina z krymskich władz. Prądu nie ma w pięciu regionach w tym w jednym dużym mieście Ewpatorii. Władze zapewniają, że „poważnych skutków dla społeczeństwa nie ma". Ilość przesyłanego prądu wynosiła 150 MW czyli 10 proc. zapotrzebowania półwyspu.

Dziś rano strona ukraińska podała, że podczas nocnego objazdu linii dostarczającej prąd na Krym, znaleziono zniszczoną oporę, lezącą na ziemi. Ze względu na warunki nocne niemożliwe było ocenienie strat i prace naprawcze.

Wcześniej Kijów zapowiadał, że od nowego roku nie będzie już zasilał anektowanego półwyspu swoim prądem. Moskwa odpowiedziała, że go nie potrzebuje, bowiem sama podeśle energię na półwysep. W rzeczywistości samowystarczalność energetyczna Krymu jest na razie fikcją. Wymaga inwestycji ok. 2 mld dol. w dwie istniejące, przestarzałe elektrownie w Sewastopolu i Symferopolu.

Bez prądu z Ukrainy Krym znów pogrąży się w ciemnościach, jak to miało miejsce przez ponad dwa tygodnie, gdy w końcu listopada nieznani sprawcy wysadzili dwie opory linii przesyłowych na Krym. Potem naprawę utrudniała blokada przeciwników rosyjskiej aneksji półwyspu.

Uruchomione miejscowe źródła zasilania (w tym elektronie wiatrowe i solarne) pozwoliły na zapewnienie prądu w niezbędnych miejscach jak szpitale czy stacje benzynowe. Most energetyczny z Rosji dostarczał prąd z przerwami. Dwa miliony ludzi żyło przy świecach i piecykach opalanych drewnem lub gazem. Nie pracowały szkoły, przeszkoda, wiele zakładów pracy, a władze radziły ludziom iść na urlopy.