- Bezpośredniego wyliczenia, ile straciły firmy, które już rozpoczęły inwestycje, nie ma. Firmy budzą się jednak w rzeczywistości, w której kontynuowanie tych inwestycji jest nieopłacalne. Trzeba pamiętać, że proces inwestycyjny w tym przypadku jest dosyć długi. Mówimy tutaj o spółkach, które dwa, trzy, czy cztery lata temu postanowiły te inwestycje zrealizować. W te projekty zaangażowane są duże pieniądze, duże kredyty i w tej chwili nie ma szans na odzyskanie tych pieniędzy. W skali kraju są to dziesiątki, albo setki milionów złotych - mówił.
Czy to zamieszanie odbije się na konsumentach i na cenach energii w Polsce?
- Na cenę energii w kraju niekorzystnie wpływa szereg elementów, które chyba się sprzysięgły, byśmy my konsumenci nie mieli za dobrze i nie mieli za tanio - wyjaśniał.
- Bezpośredniego przełożenia na ceny i wzrostu z dnia na dzień nie będzie. Musimy jednak pamiętać, że OZE miały zastąpić bardzo nieefektywną energetykę węglową. I tego zastąpienia nie będzie - podkreślał.
Jak wytłumaczyć te działania? Coraz częściej pojawiają się głosy, brzmiące trochę jak teoria spiskowa, że celem nowego prawa jest osłabienie, a następnie przejęcie firm działających na rynku OZE w Polsce.
- Ta teoria spiskowa jest powtarzana przez tak wiele osób, że trudno odnieść się wrażeniu że w tej teorii jest jakieś ziarno prawdy. Przyjrzyjmy się temu, co się stało w Czechach jakąś dekadę temu. Na przełomie wieków bardzo popularna była w Czechach fotowoltanika, czyli panele słoneczne. Stworzono takie warunki, że biznesowi opłacało się inwestować. Następnie rząd stwierdził, że nie ma tak dobrze i teraz my wejdziemy do gry. Warunki odkupu energii zmieniono tak drastyczni i tak niekorzystnie, że firmy które tym się zajmowały i chciały zarabiać na tym, zaczęły padać jak muchy - mówił.