Małe wiatraki na skraju bankructwa. Rząd patrzy

Rolnicy budowali zielone megawaty, ręcząc swoim majątkiem. Dziś nie mają na spłatę rat kredytów i boją się przejęć – za bezcen.

Aktualizacja: 23.04.2017 21:12 Publikacja: 23.04.2017 18:20

Foto: Bloomberg

– Bankructw jeszcze nie było. Bo właściciele wiatraków dotują ten biznes ze innej działalności, np. rolniczej czy przetwórczej – mówi Kamil Szydłowski, wiceprezes Stowarzyszenia Małej Energetyki Wiatrowej (skupia 850 firm). Często to biznesy rodzinne, należące np. do rolników. Przed laty zdecydowali się na postawienie pojedynczych turbin, lokując oszczędności życia i zadłużając się. Dziś walczą o przetrwanie.

Zielony ból głowy

Powód? Drastycznie taniejące zielone certyfikaty. Miały stanowić wsparcie od państwa, a dziś ich cena notuje historyczne minima. Bo jest nadpodaż. Nadwyżka pojawiła się po przyznaniu przez rząd PO–PSL wsparcia dla współspalania. Koalicja przez lata nie zdecydowała się na zdjęcie nadwyżki przez zwiększenie obowiązku umorzenia certyfikatów.

– To jest rynek i on się rządzi swoimi prawami – mówią z nutką ironii przedstawiciele resortu energii. Bo rząd PiS też sytuacji nie zamierza stabilizować, a nawet kryzys pogłębił, zmniejszając tegoroczny obowiązek. Wiatraki nie mają też widoków na aukcje migracyjne, czyli przejście do nowego systemu wsparcia.

Efekt? Za certyfikat płaci dziś się ok. 25 zł/MWh – 10 proc. tego, co w czasach prosperity. Do tego dochodzi 160 zł/MWh za energię. Małe wiatraki są zdane na cenę z rynku. Nie mają – jak duże i średnie farmy (prywatne i państwowe) – umów długoterminowych na certyfikaty i/lub energię.

– W ubiegłym roku mieliśmy 746 tys. zł straty. Rok wcześniej było 591 tys. zł na plusie – mówi Ernest Schmidt, prezes Elsett Zielone Technologie (ma trzy elektrownie o mocy 3,9 MW).

W tym roku sytuacja się pogorszy. Wielu nie przetrwa. Od stycznia część samorządów nalicza wyższy podatek od nieruchomości dla turbin – nie tylko od części budowlanej, ale też najdroższej, technicznej. To efekt tzw. ustawy wiatrakowej. Miała regulować techniczny, a nie podatkowy aspekt działania turbin. Ten pogląd podzielają prawnicy, ale też ministrowie infrastruktury i energii. Tyle że żaden nie chce się podjąć nowelizacji nieprecyzyjnych przepisów.

– Dziś to my dotujemy państwo. Za MWh płacę 50 zł podatku, a za certyfikat dostaję połowę tego – mówił jeden z przedsiębiorców na konferencji branży. – Absurd polega na tym, że danina naliczana jest nawet od komputerów stanowiących majątek spółki.

Jak Dawid z Goliatem

– Nikt z nas nie myśli o budowie nowych mocy. Obawiamy się, że inwestycje będziemy musieli zamknąć. Banki już pukają do drzwi – twierdzi Hanna Grochowiecka mająca biogazownię utylizującą odpady oraz reprezentująca ośmiu rolników ze spółki Wiatrak (trzy elektrownie o mocy 4,8 MW). Trwa restrukturyzacja kredytów. Bo ogłoszenie upadłości oznacza utratę koncesji. Bez niej wiatraka nie można nawet sprzedać.

A do banków już pukają zainteresowani kupnem. Na rynku mówi się, że niektórzy chcą na ich bazie tworzyć klastry. – Proponują 30 proc. wartości kredytu. Przy czym dług to było zazwyczaj 80 proc. wartości inwestycji – wskazuje Szydłowski.

– Rząd chce znacjonalizować, przejąć za bezcen nasze wiatraki – dodaje Schmidt. – W lipcu wysłałem do spółek Skarbu Państwa ofertę sprzedaży. Dwa koncerny energetyczne odpowiedziały, żebym czekał, bo będą zainteresowani w przyszłości.

Energetyka ma inne wydatki i też spisuje wiatraki na straty. A średnie farmy w odróżnieniu od małych mają poduszkę finansową, by dłużej się bronić.

1 stycznia 2018 r. to kolejny gwóźdź do trumny małych instalacji. Znika obowiązek odkupu energii dla tych ponad 500 kW. – Firmy będą musiały negocjować z koncernami. Już pojawiają się z ich strony oferty z ceną 110–120 zł/MWh (za energię, bez kosztów bilansowania). To nadużywanie pozycji dominującej i próba przejęcia biznesów – twierdzi Szydłowski.

– Bankructw jeszcze nie było. Bo właściciele wiatraków dotują ten biznes ze innej działalności, np. rolniczej czy przetwórczej – mówi Kamil Szydłowski, wiceprezes Stowarzyszenia Małej Energetyki Wiatrowej (skupia 850 firm). Często to biznesy rodzinne, należące np. do rolników. Przed laty zdecydowali się na postawienie pojedynczych turbin, lokując oszczędności życia i zadłużając się. Dziś walczą o przetrwanie.

Zielony ból głowy

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Energetyka
Energetyka trafia w ręce PSL, zaś były prezes URE może doradzać premierowi
Energetyka
Przyszły rząd odkrywa karty w energetyce
Energetyka
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „Parkietu” najlepszym dziennikarzem w branży energetycznej
Energetyka
Niemieckie domy czeka rewolucja. Rząd w Berlinie decyduje się na radykalny zakaz
Energetyka
Famur o próbie wrogiego przejęcia: Rosyjska firma skazana na straty, kazachska nie