Mroźna zima w Polsce i wielu krajach Unii Europejskiej powoduje, że Gazprom kieruje do Europy największe w historii dostawy gazu. Według rosyjskiej agencji TASS dzienny rekord pobito w niedzielę, kiedy to przetransportowano 621,8 mln m sześc. błękitnego paliwa. Ten rok w ogóle jest dla Gazpromu udany. Poprzedni historyczny rekord zanotowano zaledwie dwa dni wcześniej. Zwiększone ilości surowca są przede wszystkim pompowane poprzez Nord Stream, połączenie biegnące po dnie Bałtyku.

Rosjanie eksportują coraz więcej gazu, pomimo że mają trudności w realizowaniu wszystkich zaplanowanych przedsięwzięć. Branżowy portal Natural Gas World podał właśnie, że musieli ograniczyć do 50 proc. wykorzystanie niemieckiego gazociągu OPAL, biegnącego wzdłuż granicy z Polską. Stało się tak na mocy postanowienia Trybunału Sprawiedliwości UE. Ten przychylił się do wniosku Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa domagającego się zawieszenia wykonania decyzji Komisji Europejskiej w sprawie oddania Gazpromowi dostępu do 80–90 proc. OPAL-u. Zawieszenie decyzji KE nie oznacza jeszcze, że PGNiG wygrało spór.

W powszechnej opinii działania Rosjan zmierzają do budowy połączenia Nord Stream 2, które dodatkowo zapewniałoby UE nawet 55 mld m sześc. błękitnego paliwa rocznie. – Dzięki temu Gazprom będzie mógł zrezygnować z tranzytu przez Ukrainę, a w przyszłości być może nawet przez Białoruś i Polskę, przez które biegnie gazociąg jamalski – mówi Marcin Tarnowski, ekspert Instytutu Kościuszki.

Jego zdaniem Nord Stream 2 w sposób oczywisty jest konkurencją dla planowanego połączenia z norweskich złóż przez Danię do Polski. Zgadza się, że dla naszego kraju połączenie do Norwegii ma kluczową rolę w zapewnieniu dywersyfikacji dostaw i bezpieczeństwa energetycznego. Jest tak jednak tylko w krótkiej i średniej perspektywie.

– Jeśli porozumienie klimatyczne zawarte pod koniec 2015 r. w Paryżu, które Polska już ratyfikowała, będzie realizowane, to po 2050 r. gaz nie będzie spełniał norm emisyjnych. W tej sytuacji pozostaje pytanie, czy planowane duże inwestycje w infrastrukturę przesyłową kiedykolwiek się zwrócą – zastanawia się Tarnowski.