Najpierw wypowiedzenie długoterminowej umowy z Lubelskim Węglem Bogdanka na dostawy węgla, co spowodowało gwałtowny spadek jego notowań na warszawskiej giełdzie, a później ogłoszenie wezwania na niemal 65 proc. akcji tej spółki. Te działania kontrolowanej przez Skarb Państwa poznańskiej grupy Enea wyglądają na misternie przygotowaną strategię.
Wątpliwości
Na rynku od razu pojawiły się spekulacje o możliwej manipulacji kursem Bogdanki. Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych zwróciło się w tej sprawie do Komisji Nadzoru Finansowego.
– Nie jest to manipulacja akcjami, o której mowa w ustawie o obrocie instrumentami finansowymi. W szczególności zgodnie z ustawą manipulacja informacją to rozpowszechnianie informacji fałszywych i nierzetelnych – wyjaśnia Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF.
Zarzuty odpiera Krzysztof Zamasz, prezes Enei. – Działamy transparentnie i zgodnie z prawem. Wezwanie i wypowiedzenie umowy to dwa różne zdarzenia, które wynikały z rekomendacji różnych zespołów pracujących w ramach Enei – zapewnia Zamasz. Zaznacza też, że cena w wezwaniu, która wynosi 67,39 zł za akcję, odpowiada sześciomiesięcznej średniej i krótkotrwały spadek kursu Bogdanki nie miał na nią istotnego wpływu.
Enea, wypowiadając umowę z Bogdanką nie tylko zachwiała kursem węglowej spółki, ale też postawiła pod ścianą jej akcjonariuszy. Otwarte fundusze emerytalne, które są głównymi właścicielami Bogdanki, mają bowiem dwa wyjścia: albo zgodzą się sprzedać udziały w węglowej firmie po dzisiejszej cenie, albo ryzykują, że pozostaną z papierami spółki, która choć wydobywa węgiel najtaniej w Polsce, to nie będzie miała komu go sprzedać. Próba załatania dziur po kontrakcie z Eneą może bowiem się okazać karkołomnym zadaniem.