O 900 etatów w ciągu ostatniego roku szkolnego wzrosła liczba nauczycieli przebywających na urlopie dla poratowania zdrowia. Jest ich już blisko 13 tys. – najwięcej w ciągu ostatnich czterech lat – wynika z danych MEN przygotowanych dla „Rzeczpospolitej".
1 października 2016 r. na urlopach było ponad 11,9 tys. nauczycieli, rok wcześniej w tym samym czasie – 11,2 tys., a w 2014 r. – 9,6 tys. osób. Obecnie jest ich już 12 912. W ciągu trzech lat 2014–2017 liczba ta wzrosła o blisko 3200 osób.
– To efekt likwidacji gimnazjów i etatów, które wprowadziła reforma PiS. Nauczyciele uciekają w urlopy przed zwolnieniami – twierdzi Krystyna Szumilas, była minister edukacji rządu PO–PSL. Urlopy nauczycielskie kosztują budżet państwa miliony złotych. Minister edukacji Anna Zalewska postanowiła to ukrócić, bo za dwa lata, kiedy wygasną gimnazja, na lodzie zostanie rzesza nauczycieli – oni najprawdopodobniej również będą chcieli się ratować pójściem na urlop.
Zgodnie z Kartą nauczyciela wymiar urlopu dla poratowania zdrowia może wynosić aż trzy lata, co ważne, można z niego skorzystać już po przepracowaniu siedmiu lat w szkole. Nauczyciel zachowuje prawo do pełnego wynagrodzenia zasadniczego i dodatku za wysługę lat oraz prawo do innych świadczeń pracowniczych, w tym dodatków socjalnych.
MEN chce utrudnić uzyskanie urlopu, a zmiany będą dla nauczycieli kolosalne. – O potrzebie udzielenia nauczycielowi urlopu dla poratowania zdrowia będzie orzekał – na podstawie wydanego przez dyrektora szkoły skierowania na badania lekarskie – lekarz medycyny pracy, a nie jak dotychczas lekarz pierwszego kontaktu – mówi Anna Ostrowska, rzeczniczka MEN. Dziś lekarz pierwszego kontaktu wysyła nauczyciela na urlop zdrowotny, „jednak bez bliższego określenia charakteru takiego leczenia, co obejmuje także przeprowadzenie leczenia schorzenia niemającego związku z wykonywaną pracą".