Polska szkoła: Uczyć dzieci, a nie przedmiotów

Nasze wnuki będą musiały wielokrotnie zmieniać zawód. Jeśli nie wejdzie im w nawyk efektywne uczenie się, zasilą szeregi nieproduktywnej części społeczeństwa. Chcąc uniknąć tego scenariusza, musimy wspólnie zmieniać polską szkołę – mówi Marcinowi Piaseckiemu Marek Metrycki, partner w Deloitte.

Aktualizacja: 11.04.2018 22:50 Publikacja: 11.04.2018 18:36

Polska szkoła: Uczyć dzieci, a nie przedmiotów

Foto: materiały prasowe

Rzeczpospolita: Wielu słynnych innowatorów nie pokończyło szkół czy uczelni. Czy da się zmienić system edukacji w ten sposób, aby był atrakcyjny dla jednostek, które się w nim nie mieszczą?

Marek Metrycki, partner zarządzający Deloitte w Polsce: System edukacji powinien stać się atrakcyjny dla wszystkich uczniów, właśnie dlatego powinniśmy go zmieniać. Przywołam tu badania z użyciem testu na myślenie dywergencyjne, stworzonego na potrzeby rekrutacyjne NASA. Od końca lat 60. ubiegłego wieku sprawdzano nim zdolność kandydatów do twórczego tworzenia rozwiązań. Gdy przetestowano nim grupę pięciolatków, uzyskano szokujące wyniki – rezultat na poziomie kreatywnego geniuszu uzyskało 98 proc. dzieci. Po upływie pięciu lat w tej samej grupie odsetek wyników wybitnych spadł do 30 proc., a po kolejnych pięciu latach do 10 proc. W referencyjnej grupie 31-latków myślenie dywergencyjne na poziomie wybitnym ten sam test zidentyfikował u 2 proc. badanych.

Rodzimy się z darem kreatywnego myślenia, z naturalną tendencją do tworzenia nowych ścieżek, eksperymentowania, szukania, a potem ten dar zatracamy.

Szkoła to zabija?

Szkoła to tylko jeden z czynników determinujących rozwój dziecka. Pomijając biologię, mamy oddziaływania rodziny, społeczeństwa, kultury... Niemniej wiele światowych badań potwierdza, że wspieranie kreatywności nie należy do mocnych stron systemów oświatowych. I w tym tkwi nasza szansa, jeżeli zdołamy tę niemoc przełamać w polskim systemie. Nastawienie polskiego systemu edukacji formalnej na pielęgnowanie naturalnej kreatywności uczniów przyniosłoby gospodarce i społeczeństwu bardzo duże korzyści. Kształcenie może być o wiele bardziej efektywne, w systemie edukacji kryją się olbrzymie rezerwy.

Jednak sama kreatywność nie zastąpi wiedzy.

Oczywiście, że nie, dlatego NASA nie zatrudnia przedszkolaków. A mówiąc serio, nie widzę tu żadnej sprzeczności. Innowacyjność wymaga wkładu solidnej wiedzy, którą jednak w dzisiejszej rzeczywistości coraz łatwiej uzupełnić samodzielnie, oraz szerokich kompetencji, na których ćwiczeniu powinna skupiać się szkoła. To jest właśnie podstawowa kwestia: czy zadaniem szkoły jest przekazywanie ustalonej wiedzy o świecie, czy raczej uczenie dzieci samodzielności w jej zdobywaniu poprzez wychodzenie naprzeciw ich naturalnym potrzebom – aktywności, ciekawości, kreatywności. Kluczem są aktywizujące ucznia i ćwiczące tzw. kompetencje XXI wieku metody nauczania. W działaniu – eksperymentując, błądząc, dyskutując, współpracując, prezentując własne dokonania – uczeń opanowuje wiedzę łatwiej, szybciej, trwalej. Ze swoim zespołem przestudiowaliśmy pod tym kątem kilkadziesiąt systemów edukacji na świecie.

Wnioski?

W Polsce mamy solidny system, jesteśmy naprawdę dobrzy w przekazywaniu wiedzy i podstawowych umiejętności. Są jednak kraje, które postawiły na reformowanie tradycyjnego modelu kształcenia i rozwój praktycznych kompetencji niezbędnych w dzisiejszym i przyszłym świecie. To m.in. Finlandia, Kanada, Estonia, Singapur, Japonia, Korea czy Chiny. Zaawansowane edukacyjnie kraje uruchomiły wiele eksperymentalnych programów i pilotaży. Pomimo to moim zdaniem nikt jeszcze nie otworzył na oścież drzwi do tego nowego systemu. A wydaje mi się, że kolejna rewolucja przemysłowa nastąpi właśnie poprzez rozwój edukacji opartej na samodzielności uczących się i ich kreatywności.

Piąta kreatywna rewolucja przemysłowa?

Tak – i raczej wcześniej niż później. Postęp przyspiesza: między trzecią a czwartą rewolucją przemysłową minęło mniej niż pół wieku. Ta kolejna może wybuchnąć w momencie, gdy nasze dzieci, które teraz wchodzą do szkół, będą je kończyć. A zostaną wykształcone w systemie pierwotnie zaprojektowanym, aby sprostać wymogom drugiej lub co najwyżej trzeciej rewolucji...

Pytanie, jak prędko system uda się przebudować. To nie jest łatwe zadanie, tu nie ma prostych recept. System jest bardzo złożony, mamy kilkadziesiąt tysięcy szkół – każda stanowi osobny przypadek. I kilkaset tysięcy nauczycieli, od których musimy dużo wymagać, ale też bardziej ich doceniać, wynagradzać ich profesjonalizm i zaangażowanie. Mówimy o potrzebie zmiany paradygmatu. To ogromne wyzwanie, jak ewolucyjnie doprowadzić do skokowej poprawy efektywności nauczania.

Na czym ma polegać ta skokowa zmiana?

Zabrzmi to jak frazes, ale nauczyciele powinni uczyć dzieci, a nie przedmiotów. To uczeń powinien stać się aktywnym centrum procesu edukacyjnego.

Dzisiaj edukacja opiera się na standaryzacji i unifikacji – w tym samym czasie uczniowie w szkole realizują ten sam program w celu zdania identycznych testów. Jednak dzieci nie są takie same. Mają różne talenty i zainteresowania, dysponują różnymi możliwościami poznawczymi w różnych obszarach, o różnej porze dnia najlepiej się koncentrują. Personalizacja zdobywania wiedzy będzie coraz łatwiejsza m.in. dzięki inteligentnym programom do adaptacyjnego uczenia się... Generalnie należy budować na tym, co uczeń już wie, pozostawiać dzieciom więcej miejsca na aktywne dochodzenie do rozwiązań, zamiast serwować im gotowe odpowiedzi. Dzięki temu będą one bardziej odpowiedzialne za swoją edukację, będą się uczyć dzięki motywacji czystą ciekawością, wewnętrzną potrzebą. Wymaga to zmiany tradycyjnych ról nauczyciela i ucznia, wprowadzania angażujących metod nauczania w miejsce wykładu oraz rozpowszechniania narzędzi cyfrowych, traktowanych nie jako samoistne panaceum na bolączki szkoły, ale wykorzystywanych w sposób podporządkowany celom dydaktycznym.

To klucze do efektywnego nauczania?

Jestem o tym przekonany. Dajmy dzieciom inspirację, podsycajmy pasję uczenia się. Nawiązując do pierwszego pytania, przeczytałem gdzieś, że ludzie są albo samoukami, albo nieukami. Zwłaszcza innowatorów nie da wykształcić się na siłę, pod przymusem. Z efektywnym uczeniem się mamy do czynienia tylko wtedy, gdy uczeń chce się uczyć. Gdy jest zaciekawiony, zaangażowany, dowartościowany, szczęśliwy.

Szczęśliwy – czy to kategoria przystająca do systemu edukacji?

Dlaczego nie? Uczeń, który kończy edukację formalną, powinien wynieść z niej umiejętność bycia szczęśliwym człowiekiem. Co jest w życiu ważniejszego? Szczęśliwy człowiek ma pasje, chce się uczyć i rozwijać, radzi sobie z emocjami, rozumie siebie i innych, potrafi się komunikować i współpracować, jest aktywny i niezależny. Dużo dzisiaj mówimy o priorytetach dotyczących zawodów technicznych, technologii, nauk ścisłych. To kierunki, od których rozwoju wiele będzie zależało, ale – zwłaszcza gdy nasze życie bezpardonowo opanowuje technologia wraz ze sztuczną inteligencją – nie możemy zatracić ludzkich wartości. Maszyny przejmą bardzo wiele prostych zawodów – to jest nieuniknione. Tym bardziej powinniśmy kształtować te umiejętności, w których nie zastąpią nas automaty.

Kogo więc powinniśmy kształcić?

Wiek XXI będzie należał do kreatywnych odkrywców, innowatorów, odważnych eksperymentatorów – ludzi pewnych własnej wartości, przedsiębiorczych, myślących niezależnie, globalnie i systemowo, zdolnych do łączenia pozornych sprzeczności.

Jaki ma pan pomysł na przeprowadzenie zmian w systemie? Od czego by pan zaczął?

Na początek należy ustalić, gdzie idziemy, a dopiero potem, jak tam dotrzemy. Ponieważ system edukacji ma swoją inercję, a rozsądnym okresem oczekiwania na efekty jest dekada, powinniśmy myśleć o strategii nie tylko w krótkiej, ale także w średniej i dłuższej perspektywie. Należy skoordynować wiele działań na licznych płaszczyznach, żeby osiągnąć synergię w zmianie, która realnie dotknie każdej szkoły. Do tego potrzebne jest myślenie ponad polityką i kadencyjnością, dążenie do uzgodnienia powszechnie akceptowalnych priorytetów w środowiskach związanych z oświatą. Ten docelowy nowy system powinien być w założeniach motorem rozwoju systemu gospodarczego i społecznego. A jeśli chodzi o wdrożenie, to w tak dużych systemach jak oświata konieczne jest robienie pilotaży. Zaangażowanie całego systemu w metodę prób i błędów jest zdecydowanie zbyt kosztowne.

A jeśli do zmian, o których rozmawiamy, nie dojdzie?

Zakładając, że czynnikiem determinującym rozwój jest wiedza, kraje, które nie osiągną zdecydowanego postępu w edukacji, będą miały nikłe szanse na osiągnięcie trwałej przewagi konkurencyjnej. Nie mam tu na myśli wiedzy teoretycznej, lecz umożliwiającą wdrażanie innowacji, które kreują postęp. Potrzebujemy ludzi, którzy potrafią tworzyć rozwiązania, współpracować dla realizacji wspólnych celów, dla których naturalną drogą będzie ciągły rozwój. Większość naszych dzieci, a już na pewno wnuków, będzie musiała wielokrotnie zmieniać zawód. Jeśli nie nabędą ogólnych kompetencji adaptacyjnych, przede wszystkim nawyku i umiejętności efektywnego uczenia się, zasilą szeregi nieproduktywnej części społeczeństwa, która będzie utrzymywana przez grupę aktywną zawodowo, kurczącą się z powodów demograficznych. Chcąc uniknąć tego scenariusza, musimy wspólnie zmieniać polską szkołę.

Marek Metrycki od 2008 roku jest Partnerem Zarządzającym Deloitte w Polsce. Świadczy usługi doradcze na rzecz wielu dużych polskich przedsiębiorstw oraz korporacji o zasięgu międzynarodowym.

Rzeczpospolita: Wielu słynnych innowatorów nie pokończyło szkół czy uczelni. Czy da się zmienić system edukacji w ten sposób, aby był atrakcyjny dla jednostek, które się w nim nie mieszczą?

Marek Metrycki, partner zarządzający Deloitte w Polsce: System edukacji powinien stać się atrakcyjny dla wszystkich uczniów, właśnie dlatego powinniśmy go zmieniać. Przywołam tu badania z użyciem testu na myślenie dywergencyjne, stworzonego na potrzeby rekrutacyjne NASA. Od końca lat 60. ubiegłego wieku sprawdzano nim zdolność kandydatów do twórczego tworzenia rozwiązań. Gdy przetestowano nim grupę pięciolatków, uzyskano szokujące wyniki – rezultat na poziomie kreatywnego geniuszu uzyskało 98 proc. dzieci. Po upływie pięciu lat w tej samej grupie odsetek wyników wybitnych spadł do 30 proc., a po kolejnych pięciu latach do 10 proc. W referencyjnej grupie 31-latków myślenie dywergencyjne na poziomie wybitnym ten sam test zidentyfikował u 2 proc. badanych.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Edukacja
Olimpiada z chemii przepustką do dobrego liceum? MEN nie mówi „nie”
Edukacja
Badania: Strach przed matematyką paraliżuje uczniów
Edukacja
Czasy AI nie wykluczają książki i czytania
Edukacja
Joanna Ćwiek: Bez zwycięstwa grunwaldzkiego, „Inki” i rzezi wołyńskiej
Edukacja
Barbara Nowacka: Koniec prac domowych? Od kwietnia wejdzie rozporządzenie