Związek Nauczycielstwa Polskiego przeanalizował założenia do projektu zmieniającego system finansowania oświaty. Jego zdaniem wynika z nich, że nauczyciele w zasadzie nie mają co liczyć na wyższe uposażenie. Przeciwnie – może się okazać, że ich pensje stopnieją.
– Z informacji, które do nas docierają, wynika, że na zapowiadanych zmianach stracą nauczyciele na prowincji. Jeśli rzeczywiście zostanie zlikwidowany dodatek wiejski, stracą po ok. 300 zł – mówi Sławomir Broniarz, szef ZNP.
Dodaje, że inną niekorzystną zmianą będzie zmniejszenie liczby stopni awansu zawodowego. Dziś są cztery: nauczyciel stażysta, kontraktowy, mianowany i dyplomowany. Osiągnięcie wyższego poziomu wiąże się z obowiązkowymi podwyżkami. Na przykład minimalne wynagrodzenie nauczyciela stażysty to obecnie 2265 zł. Gdy zostanie kontraktowym, jego pensja wzrośnie do co najmniej 2331 zł. Z kolei mianowany otrzyma podwyżkę wynoszącą co najmniej 416 zł, a dyplomowany kolejne 462 zł.
– Zredukowanie stopni awansu oznaczałoby mniej okazji do podwyżek. Jeśli już by do tego doszło, to z arytmetyki wynika, że nauczyciele dostaną mniej niż obecnie – mówi Broniarz. – Finał byłby taki, że szumnie zapowiadane podwyżki dla pracowników oświaty sfinansowalibyśmy sobie sami za pomocą metod tzw. kreatywnej księgowości – dodaje.
Związkowcy z NSZZ Solidarność, których także niepokoją proponowane zmiany zaszeregowania nauczycieli, policzyli, że na zmniejszeniu stopni awansu nauczyciele stracą około 200 zł. – To nieuczciwe w stosunku do tych, którzy są już w trakcie awansu i zainwestowali już np. w studia podyplomowe. Okazałoby się wówczas, że są to pieniądze wyrzucone w błoto – zwraca uwagę Ryszard Proksa, szef oświatowej „S".