Nie rząd, ale miasta i gminy poniosły potężne wydatki związane z przeprowadzoną w ubiegłym roku reformą edukacyjną. Teraz walczą z Ministerstwem Edukacji Narodowej o zwrot poniesionych nakładów.
Reformę edukacji rząd PiS przeprowadził w ekspresowym tempie. Zniknęły gimnazja, a naukę w szkole podstawowej, która trwa teraz osiem lat, zaczynają nie sześcio-, lecz siedmiolatki.
Milionowe wydatki
Samorządy musiały przygotować szkoły do tych zmian, m.in. zaadaptować pomieszczenia na dodatkowe klasy oraz oddziały w przedszkolach, a także wyposażyć je w pomoce naukowe m.in. do nauki biologii, chemii, fizyki. Dodatkowe środki pochłonęły odprawy dla zwalnianych nauczycieli.
– Jeżeli rząd przeprowadza jakąś reformę, to tenże rząd musi zapewnić pieniądze na jej wykonanie – twierdzi Wiesław Banaś, zastępca dyrektora Wydziału Oświaty UM w Poznaniu. – Tymczasem nas zmuszono do wydatkowania ponad 16 milionów złotych.
Poznańscy samorządowcy policzyli, że za te pieniądze mogliby wybudować dwa duże 8-oddziałowe przedszkola, trzy sale gimnastyczne, zmodernizować 64 boiska oraz 160 placów gier i zabaw.