Dyplom bez umiejętności

Programy szkół branżowych pełne są przedmiotów ogólnych. Brakuje w nich natomiast praktyk.

Aktualizacja: 22.03.2018 22:40 Publikacja: 22.03.2018 15:09

Uczestnicy panelu o szkołach zawodowych/branżowych: (od lewej) Maria Montowska, Polsko-Niemiecka Izb

Uczestnicy panelu o szkołach zawodowych/branżowych: (od lewej) Maria Montowska, Polsko-Niemiecka Izba Przemysłowo-Handlowa; prof. dr hab. Mieczysław Kabaj, Instytut Pracy i Spraw Socjalnych; prof. dr hab. Stefan M. Kwiatkowski, Akademia Pedagogiki Specjalnej; Ewa Mikos-Romanowicz z firmy Siemens, Krystyna Boczkowska, Robert Bosch oraz Mateusz Pawlak z „Rzeczpospolitej”

Foto: Robert Gardziński

Rynek pracy za kilkanaście lat będzie się różnił od dzisiejszego. Zniknie wiele obecnych zawodów, pojawią się nowe, a nowoczesna technologia stanie się w pracy jeszcze bardziej wszechobecna. O tym, czy polski system edukacji jest gotowy na nadchodzące zmiany i dobrze przygotowuje uczniów do wejścia na przyszły rynek pracy, oraz o tym, jakich kandydatów potrzebują firmy – rozmawiali przedstawiciele uczelni, biznesu i ministerstwa podczas panelu „Szkolnictwo zawodowe i branżowe jako zaplecze do rozwoju przemysłu i usług”

Ostatnie lata to m.in. zmiany technologiczne w firmach i automatyzacja przemysłu. Zdaniem ekspertów rynek pracy wymaga dziś od kandydata stałego podnoszenia kompetencji oraz bycia gotowym na zmiany miejsca pracy i zdobywania nowych kwalifikacji. Według pracodawców system edukacji nie nadąża za dynamicznie postępującą gospodarką. Podczas spotkania zwracali uwagę na to, że uczniowie szkół branżowych mają w cyklu nauki za mało zajęć praktycznych i po zakończeniu edukacji brakuje im konkretnych umiejętności, przez co z opóźnieniem trafiają na rynek pracy.

Główne postulaty przemysłu dotyczące szkolnictwa zawodowego przedstawił Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji Lewiatan. Środowisko jest zdania, że należy postawić na promocję szkolnictwa zawodowego i uświadomić młodzieży i rodzicom, że wynagrodzenie jest pochodną produktywności, a nie wykształcenia.

– Potrzeba promocji szkolnictwa zawodowego to pierwszy etap doskonalenia zawodowego i drogi do szybkiego osiągnięcia samodzielności finansowej. Chodzi o pewne „odczarowanie” szkolnictwa zawodowego: nie każdy musi być magistrem czy mieć licencjat – tłumaczył Mordasewicz. – Wiele osób obawia się, że szkoły zawodowy zamykają ścieżkę kariery edukacyjno-zawodowej i dlatego niechętnie są one wybierane. I choć z deklaracji rodziców wynika, że tego typu szkoły są wartościową ścieżką edukacyjną, to nie posyłają do nich swoich dzieci. Po części słusznie, ponieważ w szkołach zawodowych nie przywiązuje się wagi do rozwijania kompetencji zawodowych, które są potrzebne do późniejszego awansu.

Środowisko pracodawców jednoznacznie podkreśliło potrzebę rzetelnego doradztwa zawodowego. Młodzież odpowiednio wcześnie powinna być pokierowana przez nauczycieli, a kompetentny doradca wskazać odpowiednią drogę zawodową.

– Jako pracodawcy potrzebujemy zatem: diagnozy zapotrzebowania na pracowników, nauczycieli znających najnowsze trendy w branżach, ośrodków egzaminacyjnych potwierdzających kwalifikacje przez praktyków z przemysłu – mówił Mordasewicz. I podkreślił, że warto postawić także na krótkie, intensywne kursy przekwalifikowujące pracowników, by mogli na bieżąco się rozwijać i doszkalać.

Brakuje pracowników technicznych

O odbudowaniu prestiżu szkolnictwa zawodowego mówiła też Krystyna Boczkowska, prezes zarządu firmy Robert Bosch. – Od 1998 r. wszyscy reformowali system, a ofiarą tych działań stało się szkolnictwo zawodowe. Uznano, że 60–70 proc. powinny stanowić osoby po studiach, z wykształceniem ogólnym. Tymczasem w krajach takich jak Niemcy, Szwajcaria czy Austria jest odwrotnie: 60 proc. stanowią uczniowie szkół średnich technicznych, a 40 proc. pozostali – tłumaczyła.

Różnica między Polską a innymi krajami polega na tym, że np. w Niemczech sprawą dostosowania systemu edukacji do aktualnych potrzeb zajmuje się 700 osób. Instytut Federalny Szkolnictwa Zawodowego opracowuje m.in. programy nauczania zawodów przyszłości. U nas w latach 2001–2005 zlikwidowano ok. 5 tys. szkół zawodowych. – Dawniej inżynierowie i technicy byli doceniani. Niestety, zaczęliśmy odchodzić od tego systemu. Dziś mamy deficyt w zakresie wykształcenia technicznego. Wadą naszego systemu edukacji jest szerokie otwarcie drzwi na studia przy ustaleniu progu zdawalności matury na 30 proc. Nie ma doradztwa zawodowego, więc młodzi ludzie wybierają znaną i bezpieczną ścieżkę, czyli liceum ogólnokształcące, a potem przypadkowe studia. Uważam, że należałoby podwyższyć poziom zdawalności matury do minimum 51 proc. Należy też postawić na szkolnictwo zawodowe – mówiła Boczkowska.

Jej zdaniem trzeba także zwrócić uwagę na praktyczne kształcenie. – Docierają do nas informacje, że absolwenci szkół samochodowych nie potrafią naprawiać aut i po szkole zapisują się na kursy, by zdobyć praktykę – mówiła Boczkowska.

Obecni na konferencji przedstawiciele dużych firm podkreślali brak wykwalifikowanych specjalistów i opowiadali o działaniach na rzecz edukacji młodzieży. I tak na przykład Siemens stawia na szkolenie nauczycieli według zasady train the trainer, głównie z obszarów związanych z automatyką przemysłową oraz rozwiązaniami tzw. przemysłu 4.0.

– W całej Polsce znajduje się sieć placówek, w których przeszkoleni nauczyciele przekazują tę wiedzę swoim uczniom i kolegom z regionu. Zarówno dla studentów, jak i dla uczniów organizujemy konkursy, w ramach których powstają prace oraz projekty praktyczne – mówiła Ewa Mikos-Romanowicz, dyrektor ds. rozwoju biznesu w Siemensie.

Na politechnikę po LO

O konieczności podniesienia jakości w szkołach branżowych mówił prof. dr hab. Stefan M. Kwiatkowski z Akademii Pedagogiki Specjalnej. – Szkoła zawodowa kształci w ponad 200 zawodach, zatem wiedza o nich powinna być na wysokim poziomie. Jeśli nie popracujemy wspólnie nad prestiżem kształcenia zawodowego, nie będzie to szkoła pierwszego wyboru. To wymaga pokazania, na czym polega współczesna praca robotnika i technika, bo wyobrażenia sprzed lat są już nieaktualne.

Wskazywano również rolę uczelni wyższych oraz przedsiębiorstw w kształceniu i dokształcaniu nauczycieli zawodu. – Istotne jest, kto uczy w szkołach zawodowych. Na ogół są to inżynierowie tuż po studiach, często bez praktyki produkcyjnej. Dlatego chciałbym zaproponować obligatoryjne praktyki dla nauczycieli przedmiotów zawodowych, które odbywaliby co pięć lat w zakładach przemysłowych, usługowych. Dzięki temu zacieśni się też współpraca szkoły z biznesem. Oprócz tego w szkołach branżowych mogliby uczyć pracownicy dydaktyczni uczelni wyższych, np. politechnik, którzy mogliby zapraszać uczniów do swoich uczelni, do pracowni, laboratoriów – mówił prof. Kwiatkowski.

Ekspert podkreślił, że dziś dostęp do uczelni technicznych i ekonomicznych mają głównie absolwenci liceów ogólnokształcących. Na Politechnikę Warszawską kandyduje tylko 5 proc. absolwentów techników, pozostali ukończyli licea ogólnokształcące. – Dzieje się tak, ponieważ w konkursie świadectw absolwenci techników mają mniejsze szanse ze względu na liczbę przedmiotów rozszerzonych.

Według prof. dr. hab. Mieczysława Kabaja z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych sposobem na unowocześnienie kształcenia zawodowego w szkołach branżowych, technicznych oraz na wyższych uczelniach jest dualny system nauczania. – Pracodawcy narzekają na brak fachowców, a jednocześnie 700 tys. absolwentów szkół zawodowych, technicznych czeka w urzędach pracy nawet ponad rok na zatrudnienie. Rozwiązaniem może być system dualny: czyli dwa dni nauki w szkole i trzy dni w pracy. W wielu krajach unijnych taki system nauczania jest bardzo rozwinięty i uczniowie więcej godzin spędzają w pracy niż na lekcjach – przekonywał prof. Kabaj.

Według niego dziś szkoła wypuszcza na rynek pracowników, którzy do niego nie pasują. – Instytut od 17 lat bada efektywność systemu kształcenia. Wyniki pokazują, że ok. 40 proc. absolwentów szkół zawodowych w ciągu roku nie znajduje pracy. Po ukończeniu szkoły zapisują się na kursy przygotowujące do zawodu, bo nie mają zajęć praktycznych w szkołach – mówił prof. Kabaj.

Potrzebne praktyki w szkołach

O sprawdzonych, niemieckich rozwiązaniach w systemie szkolnictwa zawodowego, które można przenieść na polski rynek, mówiła Maria Montowska, dyrektor działu kształcenia zawodowego i ustawicznego Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej. – W Niemczech przedsiębiorcy motywują szkoły, żeby za nimi nadążały. U nas ta współpraca wciąż bardzo powoli się rozwija.

Żeby wykształcić wykwalifikowaną kadrę, konieczne są praktyki. W Polsce pięcioletnie technikum przygotowujące specjalistę ma zaplanowaną tylko miesięczną praktykę i mnóstwo przedmiotów ogólnych, które nie mają nic wspólnego z zawodem. Zdaniem ekspertów praktyki muszą się znaleźć w szkołach, by absolwenci mogli od razu wejść na rynek pracy. – Jeśli młody człowiek zobaczy cel swojej edukacji i będzie wiedział, że przejdzie przez kilka lat nauczania i będzie miał do czynienia z nowoczesnym przedsiębiorstwem, to jego to przekona – mówiła Maria Montowska.

Zdaniem ekspertki dla Polaków matura jest bardzo ważna. – W Niemczech w przemyśle czy usługach są specjaliści bardzo dobrze przygotowani do konkretnego wykonywania zadań. Jeśli ktoś zdobędzie tytuł mistrza, nikt go nie pyta, czy ma maturę. I co ważne, niemiecki pracownik ma możliwość rozwoju.

Najważniejszy jest dialog

Anna Zalewska, minister edukacji narodowej, apelowała do przedstawicieli różnych branż, by podjęli współpracę z MEN. – Ministerstwo nie napisze dobrej podstawy programowej bez waszego udziału, a teraz dużego biznesu z nami nie ma. Jest przy nas tylko rzemiosło. Włączcie się w prace dotyczące opisywania kwalifikacji, które będą wpisane do Zintegrowanego Systemu Kwalifikacji. Do końca 2018 r. trzeba do ZSK wpisać co najmniej 40 kwalifikacji. Niech one będą waszymi kwalifikacjami, wy ich potrzebujecie – przekonywała.

Zintegrowany System Kwalifikacji Zawodowych jest polską odpowiedzią na powstawanie ram kwalifikacji w całej UE. Mają one ułatwić poszukiwanie pracy zarówno na rynku europejskim, jak i na krajowym, oraz zwiększać możliwości znalezienia zajęcia zgodnego z kompetencjami. Mają to umożliwić m.in. świadectwa, dyplomy i certyfikaty, które spełnią rolę wiarygodnego dla pracodawcy źródła informacji o kwalifikacjach potencjalnego pracownika.

W Polsce pierwszą kwalifikacją rynkową włączoną do ZSK w lipcu ub.r. było: „Montowanie stolarki budowlanej”. Dzięki temu na dokumencie potwierdzającym posiadanie tej kwalifikacji możliwe będzie umieszczenie znaku Polskiej Ramy Kwalifikacji (PRK). Kwalifikacja będzie certyfikowana przez instytucje, które wskaże minister właściwy ds. budownictwa, planowania i zagospodarowania przestrzennego oraz mieszkalnictwa.

Rynek pracy za kilkanaście lat będzie się różnił od dzisiejszego. Zniknie wiele obecnych zawodów, pojawią się nowe, a nowoczesna technologia stanie się w pracy jeszcze bardziej wszechobecna. O tym, czy polski system edukacji jest gotowy na nadchodzące zmiany i dobrze przygotowuje uczniów do wejścia na przyszły rynek pracy, oraz o tym, jakich kandydatów potrzebują firmy – rozmawiali przedstawiciele uczelni, biznesu i ministerstwa podczas panelu „Szkolnictwo zawodowe i branżowe jako zaplecze do rozwoju przemysłu i usług”

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Edukacja
Badania: Strach przed matematyką paraliżuje uczniów
Edukacja
Czasy AI nie wykluczają książki i czytania
Edukacja
Joanna Ćwiek: Bez zwycięstwa grunwaldzkiego, „Inki” i rzezi wołyńskiej
Edukacja
Barbara Nowacka: Koniec prac domowych? Od kwietnia wejdzie rozporządzenie
Edukacja
Joanna Mucha: Instytut Kolbego to przepompownia kasy do środowisk PiS