Polsko-niemiecki podręcznik do historii. „Ogromna szansa”

Projekt polsko-niemieckiego podręcznika do nauczania historii jest ogromną szansą dla Polski i Niemiec, aby nawzajem opowiadać sobie historie narodowe. Czy zaszkodzi mu reforma szkolnictwa w Polsce?

Aktualizacja: 05.03.2018 12:17 Publikacja: 05.03.2018 12:09

Polsko-niemiecki podręcznik do historii. „Ogromna szansa”

Foto: DW/B. Cöllen

Wraz ze zmianą struktury polskiej szkoły poprzez likwidację gimnazjów i wprowadzenie nowych podstaw programowych do nauczania historii, pojawiło pytanie o dalsze losy projektu czterotomowego podręcznika w polskiej i niemieckiej wersji językowej. Wielką niewiadomą było, jak polskie Ministerstwo Edukacji Narodowej potraktuje wcześniejsze zalecenia, nad którymi od 2012 r. pracował zespół polskich i niemieckich historyków, ekspertów i wydawnictw szkolnych pod kierunkiem Wspólnej Polsko-Niemieckiej Komisji Podręcznikowej.

Ostatnio tego rodzaju wątpliwości pojawiły się w listopadzie 2017 r. przy prezentacji drugiego tomu podręcznika. Minister edukacji narodowej Anna Zalewska powiedziała wtedy w swoim wystąpieniu, że w tej chwili „dwa tomy polsko-niemieckiego podręcznika mają funkcję materiału edukacyjnego”. Wyjaśniła, że „aby mieć formułę podręcznika, musi być całość”. Minister wyraziła jednak nadzieję, że w 2020 r., kiedy zostanie zakończona praca nad podręcznikiem, będą wspólnie podejmowane decyzje co do jego przyszłości.

Optymizm po niemieckiej stronie

Zmiany struktury szkoły w Polsce były „dla projektu wyzwaniem” – przyznaje Christiane Brandau z Instytutu im. Georga Eckerta w Brunszwiku. Brandau podkreśla w rozmowie z Deutsche Welle, że już teraz pojawiły się „powody do optymizmu”. Stało się to za sprawą Rady Zarządzającej polsko-niemieckiego projektu, koordynującej to przedsięwzięcie od strony politycznej. Rada „otworzyła bowiem drogę do adaptacji podręcznika dla klas 5-8 obecnej, ośmioletniej szkoły podstawowej” w Polsce.

Odpowiedzialność za treść polsko-niemieckiego projektu podręcznika do historii od samego początku spoczywa w rękach polskich i niemieckich specjalistów zasiadających w radzie ekspertów wydawnictw szkolnych w Polsce i w Niemczech oraz koordynatorów naukowych z Centrum Badań Historycznych PAN i Instytutu im. Georga Eckerta. - Mogę powiedzieć, że jest dobra wola potwierdzona przez wiarygodne instytucje – zaznacza Christiane Brandau.

Jej optymizm podziela także polski sekretarz Komisji Podręcznikowej Dominik Pick. – Oba rządy wspierają projekt niezależnie od ich orientacji politycznej. Nie mamy żadnego problemu, jeżeli chodzi o finansowanie podręcznika – powiedział historyk z Centrum Badań Historycznych PAN w rozmowie z DW.

Europa. Nasza historia

Projekt wspólnego podręcznika, z którego historię Europy z tej samej perspektywy mają poznawać młodzi Polacy i Niemcy w szkołach ponadpodstawowych, zainicjowano w 2008 r. z okazji obchodów 25-lecia podpisania Traktatu o Dobrym Sąsiedztwie i Przyjaznej Współpracy.

Pierwszy z czterech planowanych tomów, obejmujący okres od prehistorii do średniowiecza, ukazał się w 2016 r. Rok później gotowy był drugi tom, obejmujący okres do 1815 r. Do 2020 r. mają się ukazać pozostałe dwa tomy. Ostatni z nich zamknie okres przełomu politycznego w latach 1989-1990.

Podręcznik nosi po polsku tytuł „Europa. Nasza historia”, po niemiecku „Europa. Unsere Geschichte”. W Niemczech ukazuje się on nakładem wydawnictwa Eduversum, w Polsce Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych (WSiP). Obie wersje językowe podręcznika mają tę samą treść, strukturę i szatę graficzną. Jedynie na marginesach w obu wersjach językowych umieszczono inne wyjaśnienia określonych słów czy wyrażeń, które są konieczne dla zrozumienia ich w danym kraju. Na tym przykładzie można prześledzić, jak wnikliwie pracują autorzy tego wspólnego projektu.

- To jest podręcznik przede wszystkim do historii Europy ze szczególnym uwzględnieniem Polski i Niemiec – tłumaczy Dominik Pick. - Analizując pewne określone tematy historyczne staramy się je przedstawiać w sposób zrozumiały dla Polaków i Niemców, ale też Europejczyków. Bo w przypadku Niemiec mamy też dużo imigrantów, którzy będą się uczyć z tych podręczników – zaznacza polski historyk z berlińskiego Centrum Badań Historycznych PAN. Dlatego na przykład w wersji niemieckiej zamieszczono wyjaśnienie, kto to jest Jezus Chrystus.

W podręczniku jest też trochę tematów, które dla ucznia niemieckiego są bardziej egzotyczne. Na przykład nie ma on zielonego pojęcia o Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a w podręczniku znajdzie cały rozdział na ten temat. Z kolei polski uczeń dostaje w podręczniku rozdział dotyczący Wiosny Ludów i wcześniejszego okresu kształtowania się idei państwowych w Niemczech na początku XIX w. - W zasadzie w polskich szkołach się tego nie uczy. Ale ten temat jest i może być nauczany. Decyzja należy do nauczyciela – podkreśla polski historyk.

Tymczasem do obu pierwszych tomów podręcznika w polskiej wersji językowej przygotowano uzupełniający materiał w postaci zagadnień narodowych. – Samego głównego podręcznika nie ruszamy. Praca polegała na dostosowaniu małego dodatku, który razem z głównym podręcznikiem spełnia polską podstawę programową – wyjaśnia Dominik Pick.

Gotowy w połowie jest także trzeci tom, w przypadku czwartego istnieje już zasadniczy korpus tekstów.

Z relacji praktyków po niemieckiej stronie

W przeciwieństwie do Polski w Niemczech polsko-niemiecki podręcznik został dopuszczony do nauczania w 15 landach - poza Bawarią. Podręcznik nie zawiera tak dużo elementów regionalnych, jakby Bawaria chciała – mówi DW polski historyk. – W Niemczech jest ten problem z dopuszczeniem podręcznika do nauki, bo każdy land przykłada dużą uwagę do nauczania historii regionalnej – wyjaśnia.

Christiane Brandau zebrała już pierwsze opinie nauczycieli w Niemczech o dwóch tomach wspólnego podręcznika. Są one na ogół pozytywne. Jeden z bawarskich nauczycieli wskazał jej na przykład w pierwszym tomie na szczególnie cenny materiał o starożytności - obszerniejszy niż w podręcznikach niemieckich.

Dla nauczycieli ze szkół w regionach graniczących z Polską ciekawe są materiały o słowiańskim osadnictwie na terenie dzisiejszych Niemiec. W drugim tomie nauczyciele chwalą rozdziały o narodzinach konstytucji. „Niemieckim standardem” są wydarzenia głównie we Francji i USA oraz ich skutki w Niemczech. Teraz uzupełniono je o aspekt polski, czyli Konstytucję 3 Maja.

Novum dla niemieckich uczniów w części podręcznika poświęconej analizie piosenek jest pojawienie się tam „Mazurka Dąbrowskiego”. - Niemieccy nauczyciele uważają to za znakomity pomysł – mówi Christine Brandau. I to jest też celem polsko-niemieckiego projektu. Chodzi o wprowadzanie polskich wątków do nauczania w szkołach.

Niemieckim nauczycielom spodobało się też, że dwa pierwsze tomy polsko-niemieckiego podręcznika przeznaczone dla młodszych klas są bogato ilustrowane. To przeniesienie wzorców z polskiej kultury dydaktycznej jest jednym z kompromisów wypracowanych przez Komisję Podręcznikową, która sięgnęła w tym przypadku po „to, co najlepsze z dwóch światów” – podkreśla ekspertka z Instytutu im. Georga Eckerta.

Polsko-niemiecki podręcznik do nauki historii wyróżnia też podnoszona w nim kwestia kultury pamięci. - Uczniowie w Polsce i w Niemczech poznają, że w każdym kraju europejskim pomimo tego samego stanu wiedzy historycznej, istnieje inna narracja historyczna, definiowana w społeczeństwach przez kody pamięci, które są ważne tylko dla nich - ale wpływają na ich postrzeganie przeszłości – zaznacza Christiane Brandau. Poznanie tych różnic pozwala na zrozumienie reakcji społeczeństw danego kraju w kontekście historii najnowszej.

Polskie oceny podręcznika

Opinie o podręczniku w Polsce zbierał na warsztatach dla nauczycieli Dominik Pick z berlińskiego Centrum Badań Historycznych PAN. – Te spotkania z nauczycielami dały nam jasne informacje, że podręcznik jest ciekawy, fajny do wykorzystania. Jego budowa, czy kwestia wizualna itd. są bardzo wysoko oceniane. Polski historyk nie podziela opinii, że podręcznik może być zbyt skomplikowany dla klasy 5. - Podręczniki, z których ja się uczyłem w latach 80., miały jeszcze więcej tekstu, były bardziej skomplikowane niż ten podręcznik. Myślę, że większość uczniów sobie poradzi.

To, jak będzie się nauczać historii, zależeć będzie od nauczycieli - twierdzą wszyscy rozmówcy DW. Nauczyciel historii Bartosz Kicki, a jednocześnie doradca merytoryczny wrocławskiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli i koordynator projektu miasta Wrocławia „Edukacja w miejscach pamięci” uważa, że polsko-niemiecki podręcznik „ukazał się w bardzo nieszczęśliwym momencie” dla polskiej edukacji. Kicki nie zna wśród bliskich znajomych nauczycieli nikogo, kto zdecydował się realizować zajęcia z tym podręcznikiem. - Nauczyciele obawiają się go używać jako głównego materiału do nauczania. Ale zdarza się, że używają go jako materiału pomocniczego. - Tylko, że nie o to chodziło w tym polsko-niemieckim podręczniku. Tu chodziło o coś znacznie ważniejszego – podkreśla Bartosz Kicki.

Historyk bardzo dobrze ocenia pierwsze dwa tomy i jest dobrej myśli, jeśli chodzi o przyszłość polsko-niemieckiego projektu. Decydująca jest – w jego opinii - „kwestia skali, masowości”. - Bo jeżeli ten podręcznik pozostanie, tak jak jest w tej chwili, bardzo niszową inicjatywą, dostępną tylko tym, którzy interesują się stosunkami polsko-niemieckimi to będzie nasza porażka.

Polsko-niemieckie punkty sporne

Po ponad 40 latach pracy polsko-niemieckiej Komisji Podręcznikowej wydawałoby się, że nie ma już w polsko-niemieckich pracach historyków poważnych kwestii spornych. A jednak takie problemy wystąpiły.

- Jeśli chodzi o punkty sporne, to sami jesteśmy trochę zdziwieni - przyznaje w rozmowie z DW Dominik Pick. - Bo problemem nie są tematy czysto polsko-niemieckie jak kwestia Śląska – jeszcze zobaczymy jak będzie z II wojną światową. To nie jest nawet XIX w. czy rozbiory. Największy problem pojawił się przy takich zagadnieniach jak rewolucja francuska, Napoleon, rewolucja w Stanach Zjednoczonych - wylicza. Jeśli chodzi o wojny napoleońskie, to z polskiego punktu widzenia są one wojnami wyzwoleńczymi. Z punktu widzenia Niemiec jest to po prostu najazd armii francuskiej i niszczenie państewek niemieckich.

Kwestiami spornymi były też tematy antyczne. Pojawiła się na przykład kwestia, czy w podręczniku powinny być uwzględnione Termopile. - Dla Polski są one ważne. Ze strony niemieckiej jest pewien problem związany z tym, że propaganda nazistowska użyła terminu „niemieckie Termopile” w czasie wojny i jest on problematyczny do użycia w podręczniku – wyjaśnia Dominik Pick.

Tego typu problemy, których naprawdę nikt wcześniej się nie spodziewał dotyczyły też wszystkich rozdziałów podręcznika o historii Rosji.

Szansa dla Polski i Niemiec

Projekt polsko-niemieckiego podręcznika do nauczania historii „jest ogromną szansą dla Polski i Niemiec, aby nawzajem opowiadać sobie historie narodowe”. - Dotychczas ta opowieść działa się równolegle. Niemcy opowiadali swoje dzieje, Polacy swoje” – mówi w wywiadzie z DW prof. Krzysztof Ruchniewicz. Dyrektor Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. Willy'ego Brandta Uniwersytetu Wrocławskiego mówi o okazji, która pojawiła się po raz pierwszy, że wspólnie Polacy i Niemcy postanowili opowiedzieć sobie właśnie te historie narodowe. A praca nad pierwszymi dwoma tomami pokazała, że to jest dialog pogłębiony. - To ogromny kapitał, jaki tworzy ten podręcznik – podkreśla wrocławski historyk. - Już dwa pierwsze tomy pokazują ogromną szansę, przed którą stanęliśmy, aby stale pogłębiać polsko-niemieckie sąsiedztwo - ocenia prof. Ruchniewicz.

Dyrektor Centrum im. Willy'ego Brandta życzyłby sobie na przykładzie tego projektu, żeby poszczególne fazy jego powstawania były bardziej transparentne, bardziej nagłośnione i dyskutowane. Nie jest to bowiem projekt, który ogranicza się tylko do murów szkolnych – podkreśla Ruchniewicz. – To jest projekt, którym żywo interesują się oba społeczeństwa.

Edukacja
Olimpiada z chemii przepustką do dobrego liceum? MEN nie mówi „nie”
Edukacja
Badania: Strach przed matematyką paraliżuje uczniów
Edukacja
Czasy AI nie wykluczają książki i czytania
Edukacja
Joanna Ćwiek: Bez zwycięstwa grunwaldzkiego, „Inki” i rzezi wołyńskiej
Edukacja
Barbara Nowacka: Koniec prac domowych? Od kwietnia wejdzie rozporządzenie