To reakcja ambasady Rosji na odwołanie przez Borisa Johnsona, szefa brytyjskiego MSZ, wizyty w Moskwie. - Moim priorytetem jest teraz kontakt ze Stanami Zjednoczonymi i innymi państwami przed szczytem G7 w dniach 10-11 kwietnia, aby zbudować międzynarodowe poparcie dla zawieszenia broni i zintensyfikowania politycznego procesu (pokojowego w Syrii - PAP) - oświadczył w sobotę szef brytyjskiego MSZ. Johnson zaznaczył, że bez zmian pozostaje planowana na wtorek i środę wizyta w Moskwie amerykańskiego sekretarza stanu Rexa Tillersona, który "po spotkaniu G7 będzie w stanie przekazać naszą jasną i skoordynowaną wiadomość dla Rosjan".
Ambasada Rosji w Wielkiej Brytanii ową "jasną i skoordynowaną wiadomość" określa mianem ultimatum i sugeruje, że może ono doprowadzić do wojny.
"Gdyby ultimatum doprowadziło do prawdziwej wojny, jak wyglądałoby wasze zaufanie do Donalda Trumpa jako przywódcy w czasach wojny i Borisa Johnsona, jako jego porucznika?" - pyta również ambasada Rosji.
Proponowane odpowiedzi: "pełne zaufanie", "pełen nadziei", "umiarkowanie pełen nadziei" i "przerażenie".
Stosunki USA-Moskwa zaczęły dramatycznie pogarszać się po ostrzelaniu lotniska kontrolowanego przez syryjskie siły rządowe przez okręty USA z pokładu których odpalono 59 pocisków Tomahawk. To z kolei była reakcja na użycie przez wojska Asada broni chemicznej w prowincji Idlib. Syria i Rosja twierdzą jednak, że nic takiego nie miało miejsca.