Na podanie danych hejterów zdecydowali się m.in. dziennikarze Filip Chajzer i Jarosław Kuźniar. W pierwszym przypadku hejterka zrozumiała swój błąd i przeprosiła. W drugim efekt najwyraźniej nie został osiągnięty, gdyż post ujawniający autora nienawistnego maila po kilku dniach znikł z Facebooka. Pozbawienie hejtera anonimowości nie zawsze przynosi więc planowane efekty. Czy zatem warto upubliczniać jego dane?
Ujawniać czy nie
– Egzekwowaniem przestrzegania przepisów prawa zajmują się powołane do tego organy i zawsze można je zawiadomić o nieprawidłowościach – mówi Małgorzata Kałużyńska-Jasak, rzecznik generalnego inspektora ochrony danych osobowych. Podkreśla, że ujawnienie danych osobowych wymaga zawsze podstawy prawnej.
Innego zdania jest Jerzy Synowiec, adwokat i radny z Gorzowa Wielkopolskiego, który również zdecydował się upublicznić dane hejterki.
– W tym przypadku zastosowanie znajdą przepisy o stanie wyższej konieczności. Odparcie bezprawnego ataku na cześć w sieci jest niemożliwe innymi metodami. Batalie sądowe o ujawnienie danych przez administratora trwają latami. Internet jest tu znacznie lepszy, gdyż wydaje wyrok od razu i nie ma od niego apelacji – podkreśla.
Odpowiedzialność
Z kolei mecenas Natalia Zawadzka z kancelarii Lubasz & Wspólnicy zauważa, że wzajemność naruszenia dóbr osobistych nie wyłącza uprawnień hejtera. Wciąż może on żądać usunięcia danych (przez autora lub administratora), a także zadośćuczynienia i przeprosin.