Najlepsi specjaliści w jednej, medycznej aplikacji

Polski serwis zdobył w czerwcu 15 mln euro od inwestorów po to, by umawiać pacjentów z lekarzami w 25 krajach świata. A to dopiero początek ekspansji.

Aktualizacja: 22.07.2017 13:26 Publikacja: 22.07.2017 12:40

Mariusz Gralewski, twórca Goldenline i ZnanegoLekarza

Mariusz Gralewski, twórca Goldenline i ZnanegoLekarza

Foto: PULS BIZNESU/FORUM, Marek Wiśniewski Marek Wiśniewski

Gdy ktoś pochodzi z jednego miasta, mieszka w drugim, a wakacje spędza w trzecim, znalezienie dobrego lekarza w każdej z tych miejscowości nie jest sprawą najłatwiejszą. Życie ponad dwustu tysięcy pacjentów miesięcznie na całym świecie ułatwia polski serwis internetowy ZnanyLekarz, rozwijany w Warszawie.

Mariusz Gralewski, gdy stworzył Goldenline, miał zaledwie 21 lat. Ten serwis pełnił funkcję platformy komunikacyjnej, zanim nad Wisłę weszły social media z Doliny Krzemowej. – Część społecznościowa została zabrana przez Facebooka, ale druga, rekrutacyjna, działa coraz lepiej, headhunterzy wolą sami szukać pracowników, niż czekać, aż ktoś odpowie na ogłoszenie – mówi „Rzeczpospolitej". Agora stopniowo wykupiła 89 proc. akcji za 20 mln zł.

Znaleźć niszę

Mariusz Gralewski korzysta z tych doświadczeń przy rozwijaniu ZnanegoLekarza, łatwiej zdobywa też zaufanie funduszy inwestycyjnych. – Każdy inwestor, gdy przychodzi do niego startup, chce oszacować, na ile założyciel tej firmy jest w stanie zrealizować to, co obiecuje – tłumaczy. – Ja nie musiałem tego udowadniać dzięki temu, że wcześniej zrobiłem Goldenline.

Potrzebę portalu dla lekarzy odkrył, gdy próbował umówić wizytę u renomowanego specjalisty. Szukał takiego, do którego chodzi wielu pacjentów, uznając to za najlepszą rekomendację. Przychodnie jednak nie chciały mu pomóc. Wtedy znalazł kilka serwisów, które miały listę lekarzy i ostatecznie odkupił serwis ZnanyLekarz od Marka Wróbla, informatyka z Wrocławia, który wyjeżdżał na kilka lat do Chin. Dziś mówi, że to był kawałek kodu i niewielki ruch na stronie, więc kupił tak naprawdę wizję, pomysł. Dziś ten „pomysł" łączy pacjentów z lekarzami w w 25 krajach, od Polski przez Czechy i Słowację, Turcję, po Meksyk i Brazylię. Interes dobrze się rozwija tam, gdzie rynek medyczny nie jest skonsolidowany i działa na nim wielu samodzielnych lekarzy i małych gabinetów.

Przez zakupy kolejnych serwisów Gralewski zbudował pozycję pośrednika medycznego o światowym zasięgu. W czerwcu 2016 przejął hiszpański projekt Doctoralia.com, popularny też w Meksyku i Brazylii. Dzięki wejściu na rynek hiszpańskojęzyczny przeskoczył konkurentów. Nie obyło się bez trudnych decyzji, po dłuższych próbach zapadły decyzje o wycofaniu się z Rosji i ograniczeniu skali działania na Węgrzech.

Mariusz Gralewski wykorzystał to, że lekarze nie mogą się reklamować, a pacjentom potrzebny jest jednak jakiś system rekomendacji. – Byliśmy pierwszymi, którzy się zabrali za stworzenie takiej bazy na szeroką skalę. W trakcie tworzenia serwisu obdzwoniliśmy wszystkich lekarzy w Polsce – opowiada.

W sukcesie pomogło także wytrenowane przy poprzednich projektach wyczucie. To sami lekarze tak naprawdę podpowiedzieli, czego najbardziej potrzebują. – Duża część z nich przychodziła do nas z pytaniem, czy można jakoś im założyć elektroniczne kalendarze – mówi Gralewski.

Uwierzyć w firmę

Lekarze umawiali bowiem wizyty z pacjentami w tradycyjny sposób, za pomocą papierowych kalendarzy i telefonów. – Lekarz musiał odebrać telefon, oderwać się od pacjenta. Potem często pacjent nie przychodził, tak się dzieje w nawet 40 proc. przypadków. Lekarze walczyli z tym, więc pojawił się znany z lotnictwa overbooking – tłumaczy twórca serwisu. To oczywiście prowadziło do napięć w poczekalni. Elektroniczny kalendarz to zmienił.

Na to potrzebne były pieniądze. W czterech rundach zebrali łącznie 46 mln euro. Jednym z funduszy, które zainteresowały się startupem, jest VC z Warszawy. – Jako nieduży polski fundusz patrzymy też na Europę i Stany. Szukamy firm, które mają klientów z całego świata lub ich usługi już działają w kilku krajach – mówi Piotr Kulesza, partner w funduszu VC.

Inwestorzy uwierzyli nie tylko w serwis, ale też w jego szefów. – Gdy tworzy się firmę, jedno jest pewne – będzie mnóstwo wyzwań. Bardzo ważne decyzje podejmuje się codziennie. Dlatego do tworzenia firm od zera potrzeba unikalnych kompetencji, i staramy się szukać ludzi, którzy właśnie to potrafią – tworzyć szybko produkty i rozwijać zespoły – przekonuje Kulesza.

Zapytać inwestora o referencje

Dziś tworzenie nowych usług i produktów jest dużo tańsze. Polska nie jest jednak wielkim rynkiem, dlatego klucz do sukcesu tkwi w wyjściu za granicę.

Żeby zdobyć uwagę inwestorów, firma nie musi przynosić dużych zysków, ale wykazać potencjał, popularność, zdobyć uznanie klientów. – Szukamy produktów, które działają i są już używane – mówi Piotr Kulesza, partner w funduszu VC. – Sprawdzamy ok. 2 tys. pomysłów rocznie, ale inwestujemy w mniej niż pół procent z nich.

Przy okazji, ostrzega, że z firmy także powinny sprawdzić przyszłych inwestorów. – Dla każdego startupu istotny jest wybór inwestora, trzeba go dobierać ostrożnie. Polecamy przedsiębiorcom, by najpierw sprawdzili jego referencje, porozmawiali z innymi firmami, gdzie on już zainwestował. Relacja firma – inwestor to współpraca na długie lata – dodaje.

Opinia

Marek Borzestowski | Partner w funduszu Giza Polish Ventures

Na rynku polskim w obszarze innowacji w zakresie opieki zdrowotnej jest najwięcej pomysłów, które można zglobalizować.

Healthcare, jak każda inna dziedzina naszego życia dziś, podlega dużym zmianom związanym właśnie z innowacjami. Można się tu spodziewać dużego wzrostu.

W Polsce mamy potencjal w postaci dobrej kadry lekarskiej i informatyków. Na skrzyżowaniu tych dwóch dziedzin wiedzy powstają ciekawe pomysły biznesowe. Rynek opieki zdrowotnej to także cały obszar biotechnologii, urządzeń medycznych, dochodzą dziedziny chemii czy połączenie mechatroniki z medycyną.

To nie jest łatwy rynek. W przypadku firm farmaceutycznych mamy do czynienia z rynkiem regulowanym. W branży digital health jest nieco łatwiej, ale z kolei brakuje regulacji prawnych, które umożliwiłyby wdrażanie telemedycyny z prawdziwego zdarzenia. Możliwości technologiczne już są, ale brakuje rozwiązań prawnych.

Mamy już w portfelu kilka polskich firm biotechnologicznych. Firma NanoSanguis opracowuje preparat krwiozastępczy, czyli sztuczną krew, Nanovelos przygotowuje system dostarczania leku opartego o nanocząstki polisacharydowe w onkologii, czy Nanotea, pracująca na innowacyjnymi znacznikami do diagnostyki nowotworowej. A z polskim lekarzem ze Stanów Zjednoczonych opracowujemy okulary do tzw. rzeczywistości rozszerzonej, ułatwiające operacje neurologiczne.

Gdy ktoś pochodzi z jednego miasta, mieszka w drugim, a wakacje spędza w trzecim, znalezienie dobrego lekarza w każdej z tych miejscowości nie jest sprawą najłatwiejszą. Życie ponad dwustu tysięcy pacjentów miesięcznie na całym świecie ułatwia polski serwis internetowy ZnanyLekarz, rozwijany w Warszawie.

Mariusz Gralewski, gdy stworzył Goldenline, miał zaledwie 21 lat. Ten serwis pełnił funkcję platformy komunikacyjnej, zanim nad Wisłę weszły social media z Doliny Krzemowej. – Część społecznościowa została zabrana przez Facebooka, ale druga, rekrutacyjna, działa coraz lepiej, headhunterzy wolą sami szukać pracowników, niż czekać, aż ktoś odpowie na ogłoszenie – mówi „Rzeczpospolitej". Agora stopniowo wykupiła 89 proc. akcji za 20 mln zł.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Ekonomia
Spadkobierca może nic nie dostać
Ekonomia
Jan Cipiur: Sztuczna inteligencja ustali ceny
Ekonomia
Polskie sieci mają już dosyć wojny cenowej między Lidlem i Biedronką
Ekonomia
Pierwsi nowi prezesi spółek mogą pojawić się szybko
Ekonomia
Wierzyciel zlicytuje maszynę Janusza Palikota i odzyska pieniądze