Nowe, bardziej rygorystyczne reguły w obrocie towarami z krajami spoza Unii Europejskiej będą efektem wchodzącego w życie za miesiąc nowego unijnego kodeksu celnego. Wiele z wprowadzanych zmian jest odejściem od liberalizmu w niektórych procedurach celnych i powrotem do stanu sprzed wejścia Polski do UE.
Choć nowy kodeks nie oznacza podwyżek ceł, to w niektórych przypadkach przedsiębiorca handlujący z zagranicą będzie musiał sięgnąć głębiej do kieszeni. Według ekspertów firmy doradczej EY najbardziej dotkliwe będzie to w tzw. gospodarczych procedurach celnych. Chodzi np. o sytuację, w której polska firma sprowadza surowce spoza UE, przerabia je, a gotowy produkt wysyła poza Unię. Dziś, jeśli dostanie od celników zezwolenie na tzw. uszlachetnianie czynne, może nie płacić cła i VAT od przywożonych surowców ani też składać zabezpieczenia tych należności. Warunkiem jest, by wywieźć gotowy produkt poza UE.
– Dziś celnicy żądają takich zabezpieczeń tylko w wyjątkowych przypadkach, a od 1 maja będzie to co do zasady obowiązek – informuje Marta Kolbusz-Nowak, menedżer w dziale doradztwa podatkowego EY. I przypomina, że takie reguły obowiązywały w Polsce przed wejściem do UE.
Zabezpieczeniem może być np. gwarancja bankowa, za korzystanie z niej trzeba oczywiście płacić bankowi. Eksperci EY wyliczyli, że jeśli towar jest wart 5 mln zł, a stawka celna wynosi 4 proc., to zabezpieczenie będzie musiało obejmować kwotę ok. 1,2 mln zł. Przyjmując koszt usługi bankowej na poziomie 5 proc., dodatkowe obciążenie wyniesie około 60 tys. zł.
Od takich wydatków można uciec, ale trzeba się wykazać statusem tzw. upoważnionego operatora (AEO), który wykaże się uczciwością w płaceniu ceł i podatków oraz wdroży wewnętrzne procedury nadzoru nad importowanymi towarami.