– System podatkowy musi ulec uproszczeniu. Elementem tego uproszczenia może się okazać także podniesienie podatków dla niektórych rodzajów działalności gospodarczej – mówił we wtorek Jarosław Gowin, wicepremier i minister nauki. – Przede wszystkim trzeba wyeliminować takie ewidentne patologie, jak zmuszenie nie tylko przez firmy prywatne, także przez szereg instytucji publicznych, pracowników do tego, żeby rezygnowali z umowy o pracę o charakterze etatowym i przechodzili na tzw. samodzielną działalność gospodarczą – podkreślił.
Kto ma decydujący głos
Wicepremier mówił także, że dopuszcza możliwość ozusowania pewnego rodzaju umów, by eliminować pozorną działalność gospodarczą, która jest formą omijania podatków. Jednocześnie podkreślał: – Na pewno nie będzie z naszej strony żadnej próby podniesienia podatków, zwłaszcza dla małych i średnich firm, bo one są kołem zamachowym polskiej gospodarki.
Deklaracje wicepremiera Gowina mogą być pewnym pocieszeniem dla samozatrudnionych w Polsce. Jednak decydujący głos w sprawie reformy wprowadzającej jednolity podatek ma Henryk Kowalczyk, minister w Kancelarii Premiera koordynujący prace nad reformą podatkową. A ten niejednokrotnie podkreślał, że dochody osób pracujących na własny rachunek muszą być obciążone mniej więcej w takim samym stopniu jak dochody pracujących na etatach, z uwzględnieniem pewnych preferencji. Oznaczałoby to oczywiście wzrost ich obciążeń, bo dziś ryczałtowe składki na ZUS i niski 19-proc. podatek liniowy są dla samozatrudnionych dużą ulgą.
Zdaniem Kowalczyka niedopuszczalne jest jednak, by menedżerowie zarabiający miliony płacili niższe relatywnie podatki niż pracujący.
– Jeśli wszyscy samozatrudnieni mieliby płacić większe podatki niż obecnie, oznaczałoby to, że w imię walki z patologią na rynku pracy rząd rzuca kłody pod nogi całej naszej drobnej przedsiębiorczości – komentuje Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP. – Trudno to uznać za rozsądny pomysł. By ograniczyć nadużycia, wystarczy wykorzystać istniejące już instrumenty – dodaje.