Szybko odzywa się jednak mecenas reprezentujący grupę sąsiadów lub miłośników natury i wskazuje na "szereg błędów i uchybień w dokumentacji", a następnie zaczyna tzw. negocjacje z inwestorem. Obiecuje, że nie zgłosi znalezionych w dokumentach odstępstw do urzędu, jeśli otrzyma od dewelopera stosowną kwotę.
Ile żądają prawnicy pseudoekologów i za co? Obok prezentujemy zeskanowane przez jednego z deweloperów dokumenty "porozumień" oraz zapis nagranej umowy z szantażystami.
Pewien prawnik mówi, że jego mocodawcy żądają od inwestora - za "pogorszenie widoku" - 300 tys. zł. Sugeruje, że jeśli jego klienci nie dostaną tego odszkodowania, to kłopoty będą mieli klienci dewelopera z powodu zatrzymania budowy. Taka rozmowa została nagrana przez szantażowaną firmę. Jest także film wideo.
Haracz w pakiecie
Jeden z szefów firmy deweloperskiej opowiada, że kilkakrotnie był szantażowany. Usłyszał, że jeśli nie zapłaci przy tej inwestycji, to i tak zapłaci przy następnej. Może więc kupić sobie spokój na budowie w pakiecie - tak jest taniej.
- To przykład ekoterroryzmu. Takie działania bazują na wykorzystywaniu pozornego dbania o środowisko naturalne do wyłudzania pieniędzy. Inwestor musi zapłacić albo nieuczciwa organizacja włącza się do prowadzonych postępowań administracyjnych i przy pomocy odwołań blokuje budowę jego inwestycji - tłumaczy Konrad Płochocki, dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich.