Miasto jest naszym dobrem wspólnym

W świecie wzajemnych uzależnień powinniśmy szanować punkt widzenia poszczególnych mieszkańców miasta.

Aktualizacja: 31.07.2017 06:42 Publikacja: 31.07.2017 05:06

Olgierd Roman Dziekoński

Olgierd Roman Dziekoński

Foto: rp.pl

Wynika on z ich osobistych doświadczeń, stanu wiedzy, indywidualnej wrażliwości. Ale również ich osobistych interesów.

Partnerstwo, partycypacja, dobro wspólne – pojęcia z polityki miejskiej, które są umocowane w konwencjach międzynarodowych, w rozporządzeniach unijnych. Mówią o tym, że my, obywatele miasta, mamy prawo do informacji, prawo do konsultowania propozycji zmian prawa i decyzji, które kształtują środowisko naszego życia.

Ale nawet przyjęta przez Unię Europejską i jej 28 państw konwencja ONZ z Aarhus o dostępie do informacji jest zaskarżona przez jedną z organizacji pozarządowych, bo jej zdaniem UE niedostatecznie przestrzega zasad konwencji, uniemożliwiając dostęp do sądu europejskiego organizacjom ekologicznym.

Dostęp do informacji, prawo do sądu, staje się dzisiaj fundamentem możliwości partycypacji w życiu wspólnoty miejskiej. W polskim prawie istnieje od dawna obowiązek przedstawiania zamierzeń planistycznych, gdy sporządzamy plan miejscowy, czyli nasze prawo lokalne. A rada gminy musi rozpatrzyć indywidualnie poszczególne uwagi zgłoszone przez obywateli w trakcie wyłożenia projektu planu, czyli projektu ustawy miejskiej. Ale jednocześnie niechętnie te uwagi przyjmujemy, staramy się ograniczać możliwość udziału i uprawnień mieszkańców, tak jak byśmy się ich bali.

Tak jak byśmy się bali partnerstwa miejskiego. A przecież dzisiaj we współczesnym świecie wzajemnych uzależnień, a miasto jest ich szczególnym węzłem, powinniśmy szanować punkt widzenia poszczególnych jego mieszkańców. Przecież wynika on z ich osobistych doświadczeń, ich stanu wiedzy, ale również z indywidualnej wrażliwości. Może też być przejawem realizowania ich osobistych interesów. Wówczas pojawia się konflikt.

Jak go rozstrzygać? Czy już sąd, czy najpierw dialog? Trudno wyobrazić sobie miasto dzisiaj w naszym skomplikowanym świecie bez dialogu i partycypacji. Ale musimy mieć również świadomość, że partycypacja może być wykorzystywana dla uzyskania przewagi konkurencyjnej na rzecz swoich interesów. Wtedy mówimy o dyktacie środowiskowym, ekoterrorystach. Gdzie jest więc prawda dotycząca partycypacji miejskiej? Wydaje się, że tylko w mechanizmie otwartości i dostępie do informacji, ale również w procedurach sądowych.

Bo to sąd na końcu będzie orzekał i rozstrzygał racje. Czy uzasadnione, czy służą czyimś interesom, nie uwzględniając wymiaru dobra wspólnego, czyli interesu społecznego. A więc formuła równoważenia, która jest zawarta w noweli ustawy o planowaniu przestrzennym i tym samym wskazuje na konieczność dialogu. W Warszawie już w styczniu 1999 roku uruchomiono Ośrodek Konsultacji i Dialogu Społecznego, przy współpracy z Radą Regionalną Ille de France.

A według diagnozy przeprowadzonej przez Instytut Spraw Publicznych w latach 2011–2012, 99 proc. gmin informuje o podjętych decyzjach, dodatkowo uzasadnia decyzję 60 proc. badanych gmin, 80 proc. gmin przeprowadziło konsultacje w co najmniej jednej sprawie, a w konsultacjach bierze udział średnio 10 proc. mieszkańców tych gmin. Więc doświadczenia są.

Ale czy jesteśmy przekonani o potrzebie partycypacji? Bo Paweł Orłowski wskazuje, że według władz gmin mieszkańcy są zainteresowani sprawami gminy i mają wpływ na to, co robią władze lokalne (87 proc.), ale jednocześnie te same władze preferują zarządzanie gminą przez podejmowanie samodzielnych decyzji i informowanie o nich mieszkańców (36 proc).

A mieszkańcy rzadko włączają się w procesy decyzyjne. Bo chociaż 66 proc. deklaruje zainteresowanie sprawami gminy, tylko 31 proc. włączyło się w proces podejmowania decyzji. A przecież współudział to również dzielenie się, czyli nowy wymiar ekonomii. Tak jak w przypadku mieszkań na wynajem, gdzie deweloper ma zapewnić dostęp do mieszkań dla osób, które potrzebują obniżonego czynszu.

Taki mechanizm jest stosowany od wielu lat w Stanach Zjednoczonych przy obligacjach mieszkaniowych, gdzie deweloper jest zobowiązany zapewnić odpowiedni udział tanich mieszkań w osiedlu. A więc miastem się dzielimy. Przestrzenią miejską powinniśmy się dzielić, bo wtedy mamy poczucie, że miasto jest dobrem wspólnym. ©?

Wynika on z ich osobistych doświadczeń, stanu wiedzy, indywidualnej wrażliwości. Ale również ich osobistych interesów.

Partnerstwo, partycypacja, dobro wspólne – pojęcia z polityki miejskiej, które są umocowane w konwencjach międzynarodowych, w rozporządzeniach unijnych. Mówią o tym, że my, obywatele miasta, mamy prawo do informacji, prawo do konsultowania propozycji zmian prawa i decyzji, które kształtują środowisko naszego życia.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Nieruchomości
Rząd przyjął program tanich kredytów. Klienci już rezerwują odpowiednie mieszkania
Nieruchomości
Wielki recykling budynków nabiera tempa. Troska o środowisko czy o portfel?
Nieruchomości
Opada gorączka, ale nie chęci
Nieruchomości
Klienci czekają w blokach startowych
Nieruchomości
Kredyty mieszkaniowe: światełko w tunelu