Brak drzewa na działce też może być problemem

Po zakupie działki można mieć poważne kłopoty. Wystarczy, że sprzedający wcześniej wytnie na niej kilka drzew, a nabywca zacznie na niej budować. A wtedy można słono zapłacić. Za co? Za cudzą wycinkę.

Aktualizacja: 20.05.2018 20:03 Publikacja: 20.05.2018 19:53

Brak drzewa na działce też może być problemem

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski

Wygląda na to, że karuzela zmian w zasadach wycinki już za nami. Nie zanosi się raczej na to, że pojawi się kolejne rewolucyjne rozwiązanie w postaci lex Szyszko. I choć w przepisach zapanowała stabilizacja, to nie jest tak różowo, jakby się mogło wydawać.

Właściciele posesji narzekają, choć na ubiegłorocznym zamieszaniu sporo zyskali. Bez załatwiania formalności mogą np. wyciąć znacznie grubsze drzewa aniżeli dwa lata temu. Nie muszą bowiem biegać do urzędu, gdy topola czy wierzba na wysokości 5 cm ma obwód pnia nie większy niż 80 cm, a kasztanowiec 65 cm. Obowiązujące przepisy nie są jednak idealne. Co się nie podoba? Przede wszystkim czas, jaki trzeba poświęcić na załatwienie formalności.

Obecnie na wycinkę drzewa na cele czysto prywatne nie trzeba mieć zezwolenia. Wystarczy samo zgłoszenie w urzędzie gminy lub miasta (z wyjątkiem nieruchomości wpisanych do rejestru zabytków – w ich wypadku potrzebne jest zezwolenie). Składa się je na odpowiednim formularzu. Potem się czeka. Ile? Różnie z tym bywa. W ciągu 21 dni od złożenia zgłoszenia w gminie na posesji powinni pojawić się urzędnicy, by przeprowadzić oględziny i sporządzić inwentaryzację. Przepisy nakazują im ustalić gatunek ścinanego drzewa, obwód jego pnia na wysokości 5 cm. Gdyby się okazało, że zgłoszenie jest niekompletne, urząd może wezwać do jego uzupełnienia, dając na to siedem dni. To przerywa bieg 21-dniowego terminu, czyli czeka się jeszcze dłużej.

Po przeprowadzeniu oględzin właściciel musi się uzbroić w cierpliwość i poczekać jeszcze dodatkowe 14 dni. Tyle czasu dają bowiem przepisy wójtowi, burmistrzowi (prezydentowi miasta na prawach powiatu) na wniesienie sprzeciwu w formie decyzji administracyjnej. Jeżeli w ciągu 14 dni urząd się nie odezwie, tzn. że wyraził milczącą zgodę i można ruszać z wycinką. W sumie więc zazwyczaj czeka się 35 dni.

Przepisy dają jednak możliwość skrócenia 14-dniowego terminu. Wystarczy wystąpić do urzędu gminy (miasta) o wydanie zaświadczenia, że nie wniesie sprzeciwu. Mając zaświadczenie w ręku, można ruszać z wycinką. Dla wielu to i tak zbyt długo. Nie ma jednak idealnego rozwiązania. Urzędnicy potrzebują czasu, by sprawdzić, czy wycinka jest niezbędna. Chodzi bowiem o uniknięcie masowego pozbywania się drzew, co miało miejsce w okresie, kiedy obowiązywało lex Szyszko. W przepisach ustawy o ochronie przyrody jest również niebezpieczny haczyk. Jeżeli prywatny właściciel wytnie drzewa, a następnie będzie chciał dla części nieruchomości, na której rosły, uzyskać pozwolenie na budowę dla inwestycji związanej z działalnością gospodarczą, musi poczekać z nią pięć lat. Okres liczy się od daty oględzin drzew przez gminnych urzędników. Co grozi osobie, która zacznie budować wcześniej? Mocne uderzenie po kieszeni. Uiści opłatę, która wyniesie tyle, ile płaci firma za wycinkę, czyli w najlepszym razie kilka tysięcy złotych. O tym „haczyku" wiele osób zapomina.

Nie tylko z tego powodu przepis z pięcioletnim zakazem jest krytykowany. Nigdzie w nim nie sprecyzowano, co się kryje pod pojęciem części nieruchomości. O pomyłkę więc łatwo.

W przepisie zapomniano również, że wiele inwestycji realizuje się już nie na podstawie pozwolenia na budowę, tylko zgłoszenia, np. tak jest w wypadku parkingów. Z tego powodu uregulowanie krytykują ekolodzy.

Na pięcioletnim zakazie może „pośliznąć się" i osoba, która kupiła działkę od osoby, która wcześniej pozbywała się drzewa.

Kupujący nie musi przecież wiedzieć, że sprzedający nieruchomość dwa czy trzy lata wcześniej wyciął na niej drzewo.

Ustawa o ochronie przyrody przewiduje wprawdzie, że kupujący działkę ma wgląd do protokołu z oględzin, sporządzony wtedy, gdy sprzedający załatwiał formalności związane z wycinką drzewa.

Ma to uchronić przed kupowaniem kota w worku, a w przyszłości – od płacenia za cudze winy. Ale mało kto o tym pamięta, gdy kupuje posesję.

Wygląda na to, że karuzela zmian w zasadach wycinki już za nami. Nie zanosi się raczej na to, że pojawi się kolejne rewolucyjne rozwiązanie w postaci lex Szyszko. I choć w przepisach zapanowała stabilizacja, to nie jest tak różowo, jakby się mogło wydawać.

Właściciele posesji narzekają, choć na ubiegłorocznym zamieszaniu sporo zyskali. Bez załatwiania formalności mogą np. wyciąć znacznie grubsze drzewa aniżeli dwa lata temu. Nie muszą bowiem biegać do urzędu, gdy topola czy wierzba na wysokości 5 cm ma obwód pnia nie większy niż 80 cm, a kasztanowiec 65 cm. Obowiązujące przepisy nie są jednak idealne. Co się nie podoba? Przede wszystkim czas, jaki trzeba poświęcić na załatwienie formalności.

Pozostało 82% artykułu
Nieruchomości
Rząd przyjął program tanich kredytów. Klienci już rezerwują odpowiednie mieszkania
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Nieruchomości
Wielki recykling budynków nabiera tempa. Troska o środowisko czy o portfel?
Nieruchomości
Opada gorączka, ale nie chęci
Nieruchomości
Klienci czekają w blokach startowych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Nieruchomości
Kredyty mieszkaniowe: światełko w tunelu