Tym razem ofiarami rozpędzonego pojazdu byli muzułmanie, którzy zebrali się po wieczornych modlitwach w trakcie ramadanu w pobliżu meczetu w zdominowanej przez imigrantów dzielnicy Finsbury Park.
– Starszy mężczyzna zasłabł, staraliśmy mu się pomóc, kiedy rozpędzony samochód uderzył w zebranych ludzi. Ja odskoczyłem, inni nie zdążyli – opisuje „Guardianowi" wydarzenia z poniedziałku nad ranem świadek, który chce, aby go nazywać Abdulrahman. – Pojechał dalej, wyskoczył z auta i uciekając krzyczał: „Chcę zabić wszystkich muzułmanów!". Dopadłem go, uziemiłem, leżeliśmy tak z 20 minut, zanim przyjechała policja – dodaje.
W ataku zmarł mężczyzna, który początkowo zasłabł. Rannych zostało także osiem osób, wszyscy muzułmanie. To już trzeci w ostatnich tygodniach zamach w Londynie (w każdym użyto samochodu jako broni do zabijania ludzi) i czwarty w Wielkiej Brytanii. Napięcie jest tak duże, że w środku nocy obudzono premier Theresę May, która nad ranem zwołał sztab antykryzysowy Cobra.
– To pierwszy przypadek, gdy zamachy terrorystyczne przeprowadzane przez islamistów wywołują kontrreakcję przeciw muzułmanom. Miejmy nadzieję, że nie przekształci się to w trend, bo wówczas zamachowcy osiągnęliby to, czego potrzebują: podzieliliby brytyjskie społeczeństwo – mówi „Rz" Ian Bond, dyrektor w Center for European Reform (CER) w Londynie.
Zaniedbania w Grenfell Tower
Ale w chwili, gdy powinna być zwarta, bo rozpoczyna niezwykle trudne negocjacje z Unią, Wielka Brytania ma o wiele więcej problemów niż tylko terroryzm. W poniedziałek policja podała, że w pożarze londyńskiej Grenfell Tower zginęło 79 osób, z czego do tej pory udało się zidentyfikować zaledwie pięć. Zdesperowane rodziny chcą pozwać służby odpowiedzialne za zabezpieczenie przeciwpożarowe budynków. Uważają, że gdyby przepisy były egzekwowane, można by uniknąć tragedii.