– To był piekielnie niewygodny rywal. Bardzo ciężko było go czysto trafić. Dlatego w pierwszej fazie pojedynku biłem na korpus, czekając, aż osłabnie – mówił po walce z mieszkającym w Luizjanie Kassim nasz pięściarz.
Adamek w grudniu skończy 41 lat, ale nie zamierza jeszcze kończyć kariery. Wciąż liczy na jeszcze jedną wielką walkę z kimś znacznie wyżej notowanym niż Kassi, ale na rozmowy o przyszłości przyjdzie czas, gdy opadną emocje po sobotnim pojedynku.
O tym, że Kassi będzie niewygodnym przeciwnikiem, wiedział sam Adamek i jego amerykański trener Gus Curren. Kameruńczyk udowodnił to w kilku pojedynkach z czołowymi zawodnikami wagi ciężkiej, Chrisem Arreolą, Hughie Furym i Dominickiem Breazealem. Z tym pierwszym zremisował, z Furym i Breazealem przegrał, ale przy uczciwym sędziowaniu to on powinien być zwycięzcą.
Do walki z Adamkiem przygotowywał się dziesięć tygodni i trzeba przyznać, że czasu nie zmarnował. Jego wyjątkowo niska waga (92,8 kg) świadczyła o tym, że postawił na szybkość, która miała być receptą na sukces.
W drugiej rundzie, po zderzeniu głowami, Adamek miał rozciętą skórę na czole, a spływająca do oka krew ograniczała pole widzenia. Ale nasz były mistrz świata dwóch kategorii wagowych był dobrze przygotowany do tego pojedynku. Od pierwszego do ostatniego gongu atakował, chwilami goniąc wręcz w ringu rywala.