Stawką walki rozgrywanej w Montrealu był pas WBC w wadze półciężkiej, którego po raz ósmy bronił blisko 40-letni Kanadyjczyk Adonis Stevenson (29-1, 24 KO). Dziesięć lat młodszy Polak mieszkający w Chicago przed rewanżowym pojedynkiem z „Supermanem" był dobrej myśli.
– Jestem lepszym pięściarzem niż trzy lata temu. Zmieniłem trenera, wyeliminowałem błędy i teraz nadchodzi mój czas – mówił Fonfara (29-5, 17 KO), który wierzył, że ze znanym i cenionym trenerem Virgilem Hunterem dołączy do wąskiego, czteroosobowego (Dariusz Michalczewski, Tomasz Adamek, Krzysztof Włodarczyk, Krzysztof Głowacki) grona polskich zawodowych mistrzów świata w boksie.
Ale to urodzony na Haiti Stevenson był zdecydowanym faworytem w Bell Center. – To będzie krótka noc, nie płacą mi za nadgodziny – takimi słowy „Superman" obiecywał nokaut.
Faktycznie walka była krótka, Fonfara padł na deski już w pierwszym starciu po lewym sierpowym Stevensona, a w kolejnej rundzie Virgil Hunter dał sędziemu ringowemu znak, by ją zastopował.
– Nie było sensu ciągnąć tego dalej. Andrzej ambitnie przerwał wprawdzie pierwszą rundę, ale później mogło być już tylko gorzej – tłumaczył Hunter.