Wielki sukces finansowy, a przy tym sportowy, zjawisko coraz rzadziej spotykane na zawodowych ringach miało miejsce w sobotę na Wembley. Po kilkanaście milionów funtów gaży dla obu pięściarzy, rekordowa sprzedaż pay per view (płatnej telewizji), pełne trybuny na narodowym piłkarskim stadionie, to kolejny dowód, że jest zapotrzebowanie na takie walki.
W spektakularnym starciu dwóch pokoleń młodszy mistrz pokonał starszego, ikonę boksu. Dwóch złotych medalistów olimpijskich, aktualny zawodowy mistrz i były czempion w wielkiej walce – to wszystko kojarzy się ze złotymi czasami wagi ciężkiej, kiedy historyczne boje toczyli Muhammad Ali, George Foreman i Joe Frazier.
Jak młody Bóg
Ostatnimi, którzy przypomnieli te czasy, byli Lennox Lewis i Evander Holyfield w ich rewanżowym pojedynku w Las Vegas w 1999 roku. Później tylko walka Lewisa z Mikiem Tysonem w Memphis miała podobny rozgłos. Wtedy po raz pierwszy amerykańskie telewizje HBO i Showtime doszły do porozumienia i obie pokazały pojedynek. Ale w 2002 roku w Memphis emocji nie było, Tyson był już cieniem „Bestii", która wcześniej straszyła świat.
W sobotę 90 tysięcy ludzi na Wembley i miliony przed telewizorami w ponad 140 krajach zobaczyły 41-letniego Władymira Kliczkę w mistrzowskiej formie. Ukrainiec wyglądał jak młody Bóg i tak też walczył.
Padł wprawdzie na deski po ciosach Anthony'ego Joshuy w piątej rundzie, po raz pierwszy od walki z Samuelem Peterem w 2005 roku, ale wstał i ruszył na młodszego o 14 lat rywala. Niewiele brakowało, by jeszcze w tym starciu odwrócił losy pojedynku. W kolejnym, szóstym, po jego potężnym prawym krzyżowym na matę ringu, pierwszy raz w karierze, padł Anthony Joshua, broniący pasa organizacji IBF.