Przykładem konkurencyjność w transporcie kolejowym: fakt, że PKP ma wielu konkurentów, jeszcze nie oznacza, że wpłynęło to na jakość oferowanych usług. Większość pociągów, poza ekspresami, nadal wozi pasażerów w siermiężnych warunkach, a punktualności całego taboru daleko do zachodnich standardów. W przewozach towarowych jest jeszcze gorzej, bo przez fatalny stan szlaków kolejowych wszyscy rywale jeżdżą tak samo ślamazarnie, a stawki za transport nie są na tyle konkurencyjne, by kolej przestała tracić zlecenia na rzecz przewozów drogowych.

Choć unijna ocena naszej infrastruktury jest wciąż kiepska, to właśnie tu wszyscy odczuwamy największe zmiany. Rzeczywiście lotnisk nie mamy zbyt wiele, choć przydatność części już istniejących może być wątpliwa z braku dostatecznej liczby pasażerów.

Ale w przypadku dróg ekspresowych i autostrad dokonaliśmy wręcz cywilizacyjnego skoku. Jeszcze dekadę temu o szybkim przejechaniu z Wrocławia do Gdańska czy z Rzeszowa do Szczecina można było pomarzyć. Dziś autostrady i drogi ekspresowe stają się dla podróżujących po kraju czymś zupełnie oczywistym. I choć przy nowych trasach nadal brakuje stacji benzynowych, o restauracjach czy motelach nie wspominając, to nadganiamy braki w całkiem przyzwoitym tempie.

Problem leży gdzie indziej: poza głównymi szlakami nadal jeździ się źle. A po drogach powiatowych, najeżonych dziurami i wybojami, wręcz beznadziejnie. Na komunikacyjnych peryferiach do rzeczywistego przełomu jeszcze daleko. Bardzo kiepsko jest też z bezpieczeństwem i to na wszystkich drogach. Bo chociaż przybyło nam szybkich tras, to jeżdżącym nie przybywa rozumu, by zachować na nich ostrożność.