Można by powiedzieć, że to wicepremier Mateusz Morawiecki obiecał wsparcie naszych przedsiębiorstw w zagranicznej ekspansji. Na ten cel uruchomiono różne projekty w ramach funduszy UE. Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych wzmogła działalność, nasze placówki handlowe przechodzą „rewitalizację", by służyć faktyczną pomocą biznesowi... Jeszcze w lutym nagłówki gazet krzyczały: w ramach planu Morawieckiego do eksporterów trafi 60 mld zł!

I co? Na razie niewiele. W samym II kwartale wartość sprzedanych za granicą towarów była mniejsza niż wartość towarów, które do Polski ściągnęliśmy. Eksport rósł, ale w tempie znacznie niższym, niż można by się było spodziewać, sądząc po światowej koniunkturze. Za to import hula na całego.

Czy jednak rzeczywiście to wina rządu? Nie do końca, tak samo zresztą jak i nie wszystkie sukcesy gospodarki to jego zasługa. Sprawa jest bardziej skomplikowana, bo może się okazać, że nasze firmy tym razem zaczynają potykać się o niespotykaną wcześniej przeszkodę – barierę podażową. Być może nie mają już wystarczających mocy i rąk do pracy, by sprostać wszystkim zamówieniom? To zupełnie nowa sytuacja, bo dotychczas firmom, jeśli coś przeszkadzało, to raczej niedostateczny popyt. Rządowi udało się pobudzić krajowy popyt (a przy tym i import) dzięki miliardowym transferom z budżetu do kieszeni Polaków. Ale co jeśli ten bardziej zasobny konsument krajowy rozleniwił nasz biznes? A co jeśli przez to firmy nie muszą już tak bardzo starać się o klienta, także zagranicznego, inwestując w unowocześnianie zasobów? To na pewno pora, by rząd zaczął realizować także inne swoje obietnice, te związane ze wzrostem inwestycji, a nie poprzestał tylko na wzroście wydatków społecznych.