To już nie tylko doskonałe owoce i warzywa, które poza walorami smakowymi mają dla klientów i sprzedawców zaletę w postaci niskich cen, na poziomie unijnym w zasadzie bezkonkurencyjnych. Jednak w ich przypadku trudno mówić o budowaniu marki czy lojalności konsumentów, kto zwraca uwagę na producenta marchwi czy ziemniaków, nawet pakowanych?

Co innego w przypadku kategorii „trudniejszych", jak słodycze czy napoje. Konsument dokładnie może sprawdzić, skąd produkt przyjechał i kto go wyprodukował. Aby go skłonić do zakupu, trzeba zainwestować w reklamę czy dobre stosunki ze sprzedawcą. Jeśli produkt na wejściu trafi na najniższą półkę, szanse, że trafi do czyjegoś koszyka, nie są za wysokie. A jeszcze trudniej robi się na półce premium. Konsument musi dostać jeszcze jakąś wartość dodaną, czy to w postaci opowieści o założycielach sprzed wieków, czy szczególnie urokliwym miejscu, w którym powstaje dany produkt. Na tej półce jest najciaśniej, ponieważ wszystkich wabią tam wyższe marże, a ponieważ sięgają na nią raczej lepiej zarabiający, jest też większa szansa związania ich z marką na stałe.

Dlatego sukcesy osiągane przez polską wodę tym bardziej warto podkreślić, ponieważ poza znanymi niemal powszechnie markami w typie San Pellegrino czy Perrier rywalizować musi z wodami z Gruzji czy Norwegii.

Oczywiście z perspektywy świadomej i odpowiedzialnej konsumpcji pomysł na transportowanie do innych państw wody może budzić sprzeciw – jaki koszt ponosi środowisko w związku np. z jej przewożeniem? Jednak współczesny przemysł spożywczy od dawna rządzi się zupełnie inną logiką.