I to zarówno biorąc pod uwagę średni poziom zamożności, jak i liczbę tych naprawdę majętnych. W Polsce raptem ok. 57 tys. osób dysponuje łącznym majątkiem (nie mylić z rocznymi dochodami) o wartości przekraczającej milion dolarów. W Wielkiej Brytanii było ich ok. 2,2 mln, a w Niemczech – 1,9 mln. Ale jeśli w ubiegłym roku aż o 17 proc. wzrosła liczba podatników, których dochód był wyższy niż milion złotych, to może ten bogaty Zachód zaczynamy gonić nieco szybciej.

Czytaj także: Więcej milionerów do daniny

Pytanie tylko, czy ten trend się zachowa. I – co już znacznie trudniejsze do wychwycenia – czy naprawdę mamy tak niewielu bogatych ludzi w Polsce. Bo ci, którzy dysponują naprawdę dużymi pieniędzmi, są celem do złupienia – czy to przez absurdalnie wysokie progi podatkowe, czy też inne daniny.

Mają, to muszą się podzielić i tyle. Tylko że wcale nie muszą, a kapitał wędruje sobie po świecie w poszukiwaniu miejsc, gdzie będzie mu lepiej. Oczywiście jestem daleki od tego, by uważać, że bogatym wolno więcej – nie, powinni płacić proporcjonalnie do swoich przychodów. Ale też i władza nie może być zbyt pazerna, bo w tym wypadku łatwo wylać dziecko z kąpielą.

A temat na czasie, bo trwają prace nad daniną solidarnościową. Rosnąca liczba tych, którzy zarabiają rocznie ponad milion złotych, co będzie dolną granicą dodatkowego podatku, może cieszyć fiskusa. Jeśli dziś liczba tych, którzy przyznają się do takich dochodów, rośnie, oznacza to, że obecny poziom fiskalizmu jakoś daje się zaakceptować. Ale jeśli będziemy zanadto przy tym grzebać, może się wkrótce okazać, że wszyscy zarabiają średnią krajową.