Był to (i dobrze, że nadal jest) jeden z najbardziej sensownych sposobów wydawania publicznych pieniędzy na rozwój eksportu i budowę wizerunku Polski w świecie. Raz, że zachęca firmy do wychodzenia w świat pod własną marką, a dwa, że skłania je do współpracy. Przygotowując stoiska w narodowych pawilonach, producenci chcąc nie chcąc nawiązują bliższe relacje, co potem zachęca ich do wspólnych projektów. Tym bardziej że częstsze wyjazdy na dofinansowane przez rząd branżowe targi pozwalają podpatrzyć, jak współdziałają ze sobą firmy z innych państw.

Przed kilkoma laty trudno byłoby sobie wyobrazić, by właściciel firmy zgłosił pomysł, który ma szef Grupy Meblowej Szynaka – by otwierane przez firmę salony meblowe na Półwyspie Arabskim mogły też być oknem na świat dla innych krajowych producentów. To kolejny dowód, że polskie firmy potrafią się uczyć. Także na dobrych praktykach konkurencji, jak pokazują meblarze.

Nie tylko oni od kilku lat na poważnie inwestują w budowę firmowych marek, które mogą zapewnić kilkakrotny wzrost marży na sprzedaży. Dopasowują też do tego strategię ekspansji, wychodząc coraz śmielej na egzotyczne rynki Azji czy Półwyspu Arabskiego, gdzie nie muszą się borykać z taką rezerwą wobec towarów i marek „Made in Poland" jak w Europie Zachodniej. W Indiach czy Arabii Saudyjskiej polskie meble i kosmetyki są produktami z rozwiniętej Unii Europejskiej. Obecne polskie sukcesy nie są może znaczące na tle takich tuzów jak Niemcy, ale mogą być początkiem ekspansji na naprawdę dużą skalę. Warto więc je wspierać.