Changi robi różnicę

Lotnisko w Singapurze prezentuje odmienną od innych filozofią usług lotniskowych. Dywany na podłogach, ogrody pełne storczyków i strumieni. Muzyka klasyczna i bardzo szybka odprawa.

Publikacja: 22.03.2017 13:08

Changi robi różnicę

Foto: Fotorzepa/Grzegorz Psujek

Cztery razy odwiedzałam Singapur i za każdym razem lotnisko Changi wydawało mi się zupełnie inną planetą, na której chciałam pozostawać jak najdłużej. To świat odmienny do naszego pełnego komercji, natarczywych reklam i wszechogarniającego hałasu. Nie dziwi mnie więc, że singapurski port lotniczy uznany został za najlepszy na świecie, a lotniskowy hotel, w którym też miałam okazję nocować - Crown Plaza - za najlepszy z takich hoteli.

Czym rożni się ten ogromny azjatycki port lotniczy od innych światowych gigantów jak Heathrow, Frankfurt czy Dubaj? Przede wszystkim Changi jest lotniskiem przyjaznym pasażerom. Wszystko tu zostało pomyślane tak, by pobyt był przyjemnością, a nie stresem, zmęczeniem i gehenną.

Po pierwsze - odprawa. Służby siedzą tu nie w przeszklonych, kuloodpornych boksach, w których wystaje im tylko głowa z groźną, a w najlepszym razie obojętną, miną. Na singapurskim lotnisku są to przypominające bary, otwarte stanowiska z miękkiej materii, bez żadnych szyb, pleksi itp. Odprawa jest błyskawiczna. Paszport do skanera, uśmiech i można wchodzić lub wychodzić. Nie ma kolejek i nikt nie żąda rozbebeszenia laptopów i wyjmowania komórek. Niewiarygodne, ale prawdziwe.

Kiedy już znajdziemy się w środku, możemy nieśpiesznie zwiedzić liczne oszałamiająco piękne ogrody storczyków, odpocząć przy strumieniu w jednym z głębokich, wygodnych foteli; zrobić sobie zdjęcie przez specjalny aparat, by zaraz zobaczyć jak nasza twarz leci balonem wśród setek innych na tzw. społecznym drzewie w centrum lotniska. Oczywiście wifi jest wszędzie i dla wszystkich.

Tym co mnie w Changi urzeka najbardziej jest brak natarczywych, charczących komunikatów o kolejnych lotach, które tak uprzykrzają oczekiwanie na innych lotniskach. Nikt nie przypomina pasażerom o czekającym już samolocie, a pomimo to nikt się na pokład nie spóźnia!

Bardzo sympatyczni są sprzedawcy z lotniskowych sklepów. Pamiętam rozmowę z Chinką, która w nienachalny sposób reklamowała polską wódkę Belveder. Nie tylko zrobiłyśmy sobie wspólną fotkę, ale też wymieniły adresami.

I wreszcie hotele. Jeden jest dla tych, którzy mają 5 i więcej godzin czekania. za niewielkie pieniądze - 14-20 dolarów singapurskich można w nim odpocząć w pokoju, skorzystać z basenu i ogrodu pod gołym niebem. Wspaniały relaks.

Crown Plaza jest hotelem dla zatrzymujących się w mieście-państwie na dłużej i nie chcących tachać bagaży do centrum. Jest drogi, ale ma też dużo promocji, więc jeżeli na takową trafimy to spędzimy w luksusie kilka dni za trzygwiazdkowe pieniądze. Aby trafić do hotelu, nie trzeba opuszczać lotniska.

Oznaczenia doprowadzą nas jak po sznurku. Hotel nie tylko wspaniale karmi - śniadanie oferuje w kilku wersjach - europejskiej, azjatyckiej (z podziałem na regiony - Chiny, Japonia itp). Oczywiście można spróbować wszystkich. Hotelowy basen także jest wyjątkowy, rosną w nim bowiem palmy. Przedłużenie pobytu w pokoju o 2-3 godziny nie stanowi problemu i jest bezpłatne.

Zdarzyło mi się także korzystać z lotniskowej przechowalni bagażu, by na kilka godzin pojechać w miasto. Jest tania, łatwą ją znaleźć, a obsługa szybka i uśmiechnięta.

Tego wszystkiego próżno szukać na lotniskach Europy i świata. We Frankfurcie śmierdzi, a lotniskowy Internet jest tylko w określonych strefach; w kapiącym od złota Dubaju próżno szukać jakiegoś fotela, by odpocząć; w australijskim Brisbane głośne komunikaty o lotach i okazywaniu paszportu biją po uszach co kilka minut.

W Waszyngtonie trzeba spędzić godzinę w dusznej sali w kolejce do okienka odprawy. W Christchurch na nowozelandzkiej Wyspie Południowej wszyscy muszą otwierać bagaże, a szczególnie wnikliwie sprawdzane są posiadane buty. Na Heathrow jest duszno i głośno. Itd, itp.

Jak ja tęsknię za Singapurem.

Cztery razy odwiedzałam Singapur i za każdym razem lotnisko Changi wydawało mi się zupełnie inną planetą, na której chciałam pozostawać jak najdłużej. To świat odmienny do naszego pełnego komercji, natarczywych reklam i wszechogarniającego hałasu. Nie dziwi mnie więc, że singapurski port lotniczy uznany został za najlepszy na świecie, a lotniskowy hotel, w którym też miałam okazję nocować - Crown Plaza - za najlepszy z takich hoteli.

Pozostało 88% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację