Chodzi zarówno o płacę minimalną w Niemczech, jak i np. nakaz korzystania z hoteli we Francji. Towarzyszą temu skomplikowane obowiązki dokumentacyjne. Przez dłuższy czas Komisja Europejska z powodów politycznych nie reagowała na niemieckie przepisy, pojawiły się więc podobne obostrzenia we Francji, a inne kraje UE zaczęły wysyłać sygnały, że też mogą utrudnić życie polskim transportowcom. Dopiero wtedy Komisja postanowiła rozpocząć postępowania w sprawie naruszenia unijnego prawa.

Na razie nie znamy jeszcze ich wyniku, ale sytuacja prawna nie jest jasna. Dlatego obecna inicjatywa KE uregulowania usług transportowych w odrębnym pakiecie, który nie będzie stwarzał w przyszłości pokus stosowania do nich dyrektywy o pracownikach delegowanych, jest dobrą wiadomością. Ale nie łudźmy się: w obecnej sytuacji nie przejdzie żaden pakiet, który miałby choćby pozory dumpingu socjalnego.

Komisja pod wodzą Jeana-Claude'a Junckera ma ambicje budowania Europy socjalnej, a polskie firmy tylko na tym stracą. Dziś w Brukseli nie powstaną żadne regulacje, których celem miałaby być liberalizacja świadczenia usług w UE.