W ostatnich dniach wymyślili mariaż PGNiG i nawozowej Grupy Azoty, wcześniej tegoż PGNiG z paliwowymi Orlenem i Lotosem. Dumali dalej i padło na LOT. Ciekawe, kto będzie następny. Firm z pewnością nie zabraknie.
Ministerstwo Skarbu przyznało, że rozważa połączenie naszego lotniczego przewoźnika z PKP InterCity lub PKP Cargo. Oficjalnie chodzi o to, by stworzyć „regionalnego potentata logistycznego", ale to raczej poszukiwanie dla dołującego LOT dojnej krowy.
Sytuacja LOT nie jest wesoła. Jedzie na stratach, traci rynek na rzecz Lufthansy czy tanich linii i rzeczywiście potrzebuje szybkiego oraz dużego dofinansowania. Dobrym pomysłem byłby silny zagraniczny inwestor, chętni nawet są, ale utrata kontroli nad takim klejnotem rodowym jak składający się z kilkudziesięciu samolotów na kredyt LOT nie była w smak rządowi PO–PSL i nie jest rządowi PiS. Bo co by ludzie powiedzieli? Lecą na wakacje, a tu stewardesy do nich po węgiersku (zainteresowany był m.in. właściciel węgierskiego Wizzaira) czy, nie daj Boże, niemiecku.
Pieniądze jednak trzeba znaleźć. Poprzedni rząd wpompował już w LOT pół miliarda złotych z kieszeni podatników, na co zgodziła się dwa lata temu Komisja Europejska. Drugi raz ten numer jednak nie przejdzie.
Skoro więc LOT potrzebuje finansowania, a resort skarbu ogarnął jakiś szał łączenia, nie krytykujmy, tylko podpowiedzmy jakieś rozwiązania. Kto ma najwięcej pieniędzy? Wiadomo, banki. Dlatego niech rząd przeprowadzi mariaż LOT z PKO BP. Pieniądze to nie wszystko w nowoczesnym biznesie. Trzeba przede wszystkim walczyć o rynek i zwiększać zasięg działania. Połączmy zatem jeszcze samoloty LOT z pociągami PKP, autobusami Pekaesów i promami Polskiej Żeglugi Bałtyckiej. I tak oto powstałby czempion.