Z jednej strony – tej ciemniejszej – nasza gospodarka rozwijała się najwolniej od trzech lat. Tąpnęły inwestycje – efekt przestoju w przepływach środków unijnych, ale również – i to trzeba mocno podkreślić – huśtawki legislacyjnej i politycznej, którą zafundowali nam rządzący.

Z drugiej strony dane GUS odsłoniły „jasną twarz" IV kwartału. Widoczne światełko w tunelu zaowocowało wzrostem ostatnio i wczoraj indeksów giełdowych i umocnieniem się złotego. Można śmiało stwierdzić, że gospodarka krajowa powoli wychodzi z dołka.

Tak więc optymizm wywoła podwyższenie prognoz wzrostu gospodarczego dla Polski przez krajowe i zagraniczne banki oraz ich ekonomistów. I tak do wakacji. A co dalej? W połowie roku tradycyjnie pojawią się pytania o rok następny. A tu czynników niepewności i ryzyka jest mnóstwo. Dlaczego? Długookresowa kondycja polskiej gospodarki jest wprost proporcjonalna m.in. do skuteczności wicepremiera Mateusza Morawieckiego i jego strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju. Strategia, przyjęta właśnie do wiadomości przez rząd, zakłada wzrost inwestycji, większą rolę handlu międzynarodowego czy wzrost wydatków polskich firm na badania naukowe, rozwój, innowacje. Brzmi znakomicie. Pytanie, czy to poczet chimer narodowych, czy realna strategia, oparta na chłodnej kalkulacji i konkretnych rozwiązaniach. Ot, choćby repolonizacja banków – jeden z elementów owej strategii.

W ramach konsultacji społecznych do Ministerstwa Rozwoju napłynęło ponad 5 tys. uwag do wspomnianej strategii. To pokazuje zainteresowanie nią, ale również jest czytelnym sygnałem, jakie himalaje emocji mogą towarzyszyć na każdym etapie realizacji tego programu. Zapewne interesy wielu grup (również w samym rządzie) nie zostaną należycie zabezpieczone. Już samo posiedzenie rządu nie było ponoć czystą formalnością.