By uniknąć sytuacji, gdy odpady lądują w lasach, przyjęto ustawę śmieciową. Przekazuje ona zadania związane z gospodarką odpadami gminom (ale przez lata nie powołano służb ekologicznych, które patologie by ścigały).

Niektórym samorządom udało się wybudować własne spalarnie, sortownie i zakłady recyklingu, bo z roku na rok Bruksela coraz bardziej restrykcyjnie podchodziła do składowania odpadów.

Warszawa przespała ten moment. Miasto przez lata oddalało moment inwestycji, wahając się co do jej lokalizacji. Zamknięto też wysypisko. W końcu nieprzygotowanej spółce komunalnej, wykazującej w poprzednich latach straty, powierzono pełnię zadań związanych z zagospodarowaniem śmieci.

Dziś spółka szuka podwykonawców. I to po kosztach sprzed lat. Poprzedni przetarg zamroził na wiele lat stawki. A koszty zagospodarowania wraz z opłatami i obowiązkami środowiskowymi przez ten czas poszybowały w górę. Na szczęście są też pozytywne przykłady, takie jak Katowice, gdzie mimo dominacji należącej do miasta spółki działają także podmioty prywatne. Jedne i drugie inwestują w infrastrukturę, a region ma wystarczającą liczbę składowisk i zakładów przetwórczych.