Grom krytyki spadł na prezesa Tesli i SpaceX tuż po tym, jak w grudniu ubiegłego roku dołączył on do rady doradczej Donalda Trumpa, której celem jest wypracowywanie sposobów na ożywienie amerykańskiej gospodarki. W bliskim komitecie prezydenta USA znalazło się kilku innych szefów dużych firm, takich jak Walmart, Walt Disney, General Motors, GE i Uber. Założyciel i prezes Ubera, Travis Kalanick, zdecydował się jednak opuścić radę, wykazując tym samym sprzeciw wobec kontrowersyjnemu dekretowi Trumpa, na mocy którego obywatele siedmiu państw Bliskiego Wschodu nie mogli dostać się do USA nawet z ważną wizą. Zakaz został w ubiegłym tygodniu zawieszony przez sędziego federalnego w Seattle.
Niektórzy klienci Tesli uważają, że Musk powinien podjąć taką samą decyzję, jak szef Ubera, i dali temu wyraz, wycofując się z zamówień na samochody sprzedawane przez firmę. Ekscentryczny biznesmen i wizjoner wytłumaczył w piątek na Twitterze, że to, iż dołączył do rady doradczej Trumpa wcale nie znaczy, że go popiera. Musk liczy na to, że uda mu się nawiązać konstruktywny dialog z prezydentem USA odnośnie kwestii gospodarczych. Jak podkreślał, nie zgadza się on z wieloma decyzjami Trumpa, jednak zamierza uszanować to, iż został on wybrany w demokratycznych wyborach i - jak uważa - samo atakowanie prezydenta prowadzi donikąd.
Prezes Tesli obiecał również na Twitterze, że podczas sobotniego posiedzenia rady wyrazi swój sprzeciw odnośnie decyzji Trumpa w sprawie imigrantów, i obietnicy tej dotrzymał. Na zdjęciach z tego wydarzenia widać ewidentnie, że biznesmen wdarł się w długą rozmowę z prezydentem USA oraz jego kluczowym doradcą, Stevem Bannonem. Obaj politycy nie wyglądali na zachwyconych tym, co mówił wtedy do nich miliarder (zdjęcia udostępnił portal www.gizmodo.com).
Poniżej wpis Muska z Twittera, w którym wyjaśnia, czemu zamierza zostać w komitecie doradczym Trumpa.