Fenomen na rynku druku 3D

Polski sektor producentów drukarek przestrzennych jest bardzo rozdrobniony. Firmom wciąż brakuje pieniędzy na ekspansję i zatrudnienie doświadczonych menedżerów, którzy poprowadziliby biznes – tłumaczy szef Centrum Druku 3D Paweł Ślusarczyk.

Aktualizacja: 13.03.2017 20:34 Publikacja: 13.03.2017 19:33

Fenomen na rynku druku 3D

Foto: materiały prasowe

Rz: O druku 3D mówi się, że to jedna z polskich specjalności. Czy faktycznie nasze firmy stanowią globalnie już jakiś istotny element tego dynamicznie rozwijającego się rynku?

Dziś pozycja Polski na tym rynku nie jest szczególnie mocna. Mamy jednego zdecydowanego lidera w tej branży, firmę Zortrax, która jest już marką rozpoznawalną za granicą, oraz wiele firm, które aspirują, by wejść na taki poziom. Olsztyński Zortrax jest dziś jednak pod każdym względem – czy to przychodów, zasięgu sprzedaży czy rozpoznawalności – poza zasięgiem innych graczy z naszego kraju. Wyrobił sobie bardzo dobrą markę na świecie i wciąż się prężnie rozwija. Nie oznacza to jednak, że pozostali gracze się nie liczą. W Polsce działają też inne, perspektywiczne start-upy z tej branży, jak choćby ZMorph. To marka w wielu kręgach dobrze znana. Wrocławska spółka postawiła na nieco inną strategię niż konkurencja. Ich urządzenie jest bowiem tzw. hybrydą. To nie tylko drukarka 3D, ale także wielofunkcyjna maszyna, która daje możliwość frezowania, wycinania czy grawerowania laserem. Z natury rzeczy tego typu urządzenia nigdy nie będą cieszyły się tak dużym zainteresowaniem i popularnością jak urządzenia dedykowane. Niemniej strategia ZMorph zaowocowała: firma ma bardzo dobrą prasę na świecie, pojawia się na wielu branżowych wydarzeniach za granicą. To procentuje.

Wspomniał pan, że grono tych ambitnych, prężnie rozwijających się polskich start-upów w branży druku przestrzennego jest znacznie liczniejsze.

Polska pod tym względem jest pewnego rodzaju fenomenem. W naszym kraju funkcjonuje około 30 producentów drukarek 3D. To zdecydowanie więcej niż w innych krajach. Te firmy znajdują się na bardzo różnym poziomie rozwoju, mają bardzo różną specyfikę. Mamy tu już kilka brandów, które mają poważne aspiracje, jak choćby 3DGence, firmę należącą do Michała Sołowowa, poznańskie Omni3D oraz wrocławską spółkę 3D Printers, która bardziej jest znana na rynku jako HBot 3D. Niedawno w tę ostatnią zainwestował fundusz Trigon, więc mają solidne zaplecze finansowe. Świetnie radzi sobie, choć na razie jeszcze na rynku lokalnym, warszawski Monkeyfab czy krakowski 3D Kreator. Oprócz tego jest masa innych projektów, które próbują zaistnieć na tym rynku. To wciąż firmy na dorobku, które funkcjonują od dwóch–trzech lat. Są takie, które sprzedają po dziesięć drukarek niskobudżetowych, w granicach 2 tys. zł, a więc ich zyskowność jest niska. Oprócz producentów drukarek mamy również silną branżę producentów materiałów do druku, czyli tzw. filamentów.

Czyli nasz rynek jest bardzo rozdrobniony?

Tak. Ma to zarówno swoje pozytywy, jak i negatywy. Z jednej strony to niesamowite, jak ta innowacyjna technologia trafiła na podatny grunt na rodzimym rynku. Żaden kraj w Europie, a niewiele na świecie, może pochwalić się tak dużą liczbą producentów. Z drugiej strony to rozdrobnienie powoduje zwiększoną konkurencję, w efekcie krajowy rynek zbytu jest dla firm mniej opłacalny.

To jak ta polska scena druku 3D wygląda na tle świata?

Na świecie najwięksi gracze to USA i Chiny. W Europie liderem jest Holandia. Na naszym kontynencie Zortrax to firma z top 5. To dziś niewątpliwie gracz europejski, a być może już nawet światowy. W firmę zainwestował Dariusz Miłek, spółka od pewnego czasu szykuje się na giełdowy debiut (IPO). Wszyscy czekają na to IPO. Jak Zortrax przetrze tę ścieżkę, to można się spodziewać, że kolejni rodzimi producenci pójdą w jego ślady. Dziś pozostałym firmom brakuje dwóch rzeczy – po pierwsze, chodzi o pieniądze na rozwój, promocję, budowę sieci resellerów, ekspansję zagraniczną. Proszę pamiętać, że wciąż mówimy o start-upach, często firmach garażowych, które nie mają takich środków. A druga sprawa to potrzeba wsparcia doświadczonych menedżerów. Spółkom z branży potrzebni są specjaliści, którzy mogą wcale się nie znać na drukarkach 3D...

...ale znają się na biznesie.

Dokładnie tak. Dziś polskimi firmami kierują osoby, które znają się bardzo dobrze na technologii druku 3D. Wśród nich oczywiście są lepsi i gorsi biznesmeni. Ale w znakomitej większości są to biznesmeni początkujący. Nawet jeśli mają naturalne predyspozycje i talent, to firmy potrzebują doświadczonych menedżerów. Aby ich jednak ściągnąć, trzeba im dobrze zapłacić. A przekonanie takiej osoby, by porzuciła dotychczasowy biznes, zaryzykowała i weszła na rynek zupełnie nowy, wciąż niepewny, nie będzie proste.

Jakie są generalnie perspektywy przed drukiem przestrzennym?

W latach 2012–2015 bardzo dużo mówiło się o zaadaptowaniu technologii 3D w gospodarstwach domowych. Krótko mówiąc, bardzo popularne było hasło: „drukarka 3D w każdym domu". To się jednak nie ziściło. I wiele wskazuje, że – przynajmniej w najbliższych latach – to hasło się nie ziści.

Dlaczego?

Proszę pamiętać, że druk 3D to technologia przemysłowa, którą próbuje się zaadaptować do warunków domowych. Dziś ta technologia jest stosunkowo trudna w obsłudze. Weźmy na przykład niskobudżetową drukarkę, drukującą z plastiku czy też, jak to się fachowo mówi, z termoplastów; w trakcie ich przetwarzania wydzielają się opary. Krótko mówiąc, plastik brzydko pachnie podczas drukowania. To nie jest najprzyjemniejsze doznanie w warunkach domowych. Poza tym sam proces drukowania jest bardzo czasochłonny. Wydrukowanie kilkucentymetrowego elementu zajmuje od kilkudziesięciu minut do kilku godzin. W niektórych przypadkach, gdy drukowany obiekt jest duży i bardzo skomplikowany, taki proces może trwać nawet kilka dni. To dla konsumenta trudne do zaakceptowania. Jesteśmy przyzwyczajeni, po doświadczeniach z drukarkami atramentowymi i laserowymi, że taki proces jest błyskawiczny.

Czyli druk 3D nie jest dla Kowalskiego?

Z punktu widzenia przeciętnego konsumenta dziś ta technologia jest wciąż słaba. Poza tym pewną barierą mogą być koszty. Oczywiście można kupić dziś już bardzo tanio takie biurkowe urządzenie. Jednak płacąc 1 tys. czy 2 tys. zł, dostaniemy urządzenie, które w większości przypadków będzie trzeba samemu złożyć, a następnie je odpowiednio skalibrować, co jest trudne i czasochłonne. Odpowiednie ustawienie drukarki trwa nie godziny, lecz tygodnie, a nawet miesiące. To świetny temat dla hobbystów, ludzi o zacięciu techniczno-elektronicznym, których pasjonuje spędzanie żmudnych godzin na kalibrowaniu maszyny, zmienianiu parametrów druku w oprogramowaniu. Jest taka grupa osób – wbrew pozorom nawet całkiem spora – no ale to nie jest przeciętny konsument.

Gdzie zatem widzi pan przyszłość druku 3D?

W przemyśle i medycynie. Tam już dziś za sprawą drukarek 3D dzieją się wręcz niesamowite rzeczy. To właśnie w drukarkach powstają np. prototypy implantów z tytanu wykorzystywane w protetyce czy chirurgii. Olbrzymimi beneficjentami druku 3D są lotnictwo, branża odlewnicza, przemysł motoryzacyjny. Wszędzie, gdzie musimy stworzyć model, który ma bardzo skomplikowaną geometrię, drukarka jest najlepszym rozwiązaniem. Potwierdzeniem tego niech będzie inwestycja General Electric, które wydało w zeszłym roku ok. 1,5 mld dol. na przejęcie dwóch czołowych producentów drukarek do metalu. HP ma już system druku 3D – i nie chodzi o urządzenia biurkowe, ale maszyny produkcyjne, kosztujące około 1 mln zł. Kilka dni temu Ford zaprezentował wyniki testów druku plastikowych elementów samochodów.

Oczywiście produkcja za pomocą drukarek nigdy nie będzie seryjna, lecz raczej spersonalizowana. Parametry zamówionego detalu będą stricte pod oczekiwania konkretnego klienta.

Mówi się, że personalizacja to przyszłość handlu.

To prawda. I dzięki drukowi 3D to także przyszłość logistyki. Tak jak nie wierzę w hasło „drukarka 3D w każdym domu", tak sądzę, że ta technologia będzie prawdziwą rewolucją dla logistyki.

W jaki sposób?

Logistyka polega na magazynowaniu rzeczy – części urządzeń, maszyn. Odpowiedzią, w bliższej lub dalszej przyszłości, będzie fakt, że zamiast magazynować rzeczy, będzie się je drukować na konkretne zamówienie.

Podobno takie rozwiązania są już testowane m.in. przez Amazona.

Słyszałem o takich próbach, ale był jeszcze bardziej zabieg marketingowy niż poważne przedsięwzięcie. Dziś nie ma jeszcze technologii na świecie, która pozwoliłaby w ciągu 24 godzin wytworzyć drukowane elementy o takiej jakości jak te tworzone z wtrysku lub odlewu. Wykonanie wydruku z metalu w takim czasie jest możliwe, ale potrzebnych jest jeszcze ileś procesów technologicznych, jak frezowanie, szlifowanie, które wydłużają cały proces do kilku dni.

A dla klienta zamawiającego przez internet to może być zbyt długo?

No właśnie. Choć musimy pamiętać, że drukowanie 3D to i tak wciąż proces szybszy i tańszy niż np. odlew.

Wszystko zmierza w kierunku zmniejszenia czasu produkcji. Jeśli taki cel uda się osiągnąć, to druk 3D będzie miał szansę zrewolucjonizować logistykę. Z kolei, jeśli będziemy mieli już tak rozwiniętą technologię, to drukarki w domach nie będą nam już potrzebne. Wystarczy, że Kowalski będzie mógł zamówić drukowany produkt przez internet, bez konieczności posiadania własnej drukarki, a ten zostanie mu doręczony do domu.

CV

Paweł Ślusarczyk jest ekspertem i pasjonatem nowych technologii. W branży IT pracuje od ponad dekady. Kieruje Centrum Druku 3D, firmą konsultingowo-szkoleniową, która specjalizuje się w druku przestrzennym. Spółka jest członkiem założonego w 2016 r. Stowarzyszenia Polskiej Branży Druku 3D.

Rz: O druku 3D mówi się, że to jedna z polskich specjalności. Czy faktycznie nasze firmy stanowią globalnie już jakiś istotny element tego dynamicznie rozwijającego się rynku?

Dziś pozycja Polski na tym rynku nie jest szczególnie mocna. Mamy jednego zdecydowanego lidera w tej branży, firmę Zortrax, która jest już marką rozpoznawalną za granicą, oraz wiele firm, które aspirują, by wejść na taki poziom. Olsztyński Zortrax jest dziś jednak pod każdym względem – czy to przychodów, zasięgu sprzedaży czy rozpoznawalności – poza zasięgiem innych graczy z naszego kraju. Wyrobił sobie bardzo dobrą markę na świecie i wciąż się prężnie rozwija. Nie oznacza to jednak, że pozostali gracze się nie liczą. W Polsce działają też inne, perspektywiczne start-upy z tej branży, jak choćby ZMorph. To marka w wielu kręgach dobrze znana. Wrocławska spółka postawiła na nieco inną strategię niż konkurencja. Ich urządzenie jest bowiem tzw. hybrydą. To nie tylko drukarka 3D, ale także wielofunkcyjna maszyna, która daje możliwość frezowania, wycinania czy grawerowania laserem. Z natury rzeczy tego typu urządzenia nigdy nie będą cieszyły się tak dużym zainteresowaniem i popularnością jak urządzenia dedykowane. Niemniej strategia ZMorph zaowocowała: firma ma bardzo dobrą prasę na świecie, pojawia się na wielu branżowych wydarzeniach za granicą. To procentuje.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Ekonomia
Witold M. Orłowski: Słodkie kłamstewka
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Ekonomia
Spadkobierca może nic nie dostać
Ekonomia
Jan Cipiur: Sztuczna inteligencja ustali ceny
Ekonomia
Polskie sieci mają już dosyć wojny cenowej między Lidlem i Biedronką
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Ekonomia
Pierwsi nowi prezesi spółek mogą pojawić się szybko