Jak czytamy w portalu Onet.pl, drastyczne - bo tylko do miesiąca w trzymiesięcznym sezonie kąpielowym - skrócenie czasu działania miejsc wykorzystywanych do kąpieli dotknie wszystkich tych stawów czy jeziorek, w których ludzie od lat się kąpią, a których zarządcy - miasta, gminy czy powiaty - nie chciały albo nie zdążyły zarejestrować jako kąpielisk z prawdziwego zdarzenia. Jak informuje Główny Inspektorat Sanitarny, akweny ze statusem kąpieliska to "obiekty spełniające wysokie standardy bezpieczeństwa, w tym normy europejskie, które są stale monitorowane w trakcie trwania sezonu kąpielowego i odpowiednio zarządzane".

Te na nowym prawie wodnym nie stracą, wszystkie inne - już tak, bo korzystać z nich legalnie będziemy mogli tylko przez miesiąc. Te obostrzenia to z jednej strony skutek unijnej dyrektywy kąpieliskowej z 2006 roku, a z drugiej w dużej mierze pomysł polskiego rządu. Prace nad nowym prawem wodnym trwały już w 2014 roku, ostatecznie jednak nowe przepisy przygotowane przez rząd Zjednoczonej Prawicy weszły w życie w styczniu 2018.

Pojęcie miejsc "okazjonalnie wykorzystywanych do kąpieli" służyć ma teoretycznie poprawie bezpieczeństwa i jakości wód, w których pływają Polacy. Jak przekonuje GiS, w akwenie z zatwierdzonym statusem kąpieliska jakość wody jest regularnie kontrolowana, a gdyby się pogorszyła - natychmiast zostanie to wykryte i ewentualne zanieczyszczenie będzie szybko usunięte. Nowe przepisy mają jednak także swoje wady.