– Sposób, w jaki Bank Anglii potraktował swoich gorzej zarabiających pracowników, pachnie arogancją i wskazuje, że instytucja ta jest oderwana od rzeczywistości, jeśli chodzi o presję, z jaką się mierzy jej personel w związku z kosztami życia – twierdzi Mercedes Sanchez, działaczka związku zawodowego Unite.

Związkowcy wskazują, że tak niewielka podwyżka płac nie zrekompensuje nawet inflacji, która wyniosła w kwietniu 2,7 proc. i była wyższa od 2-proc. celu wyznaczonego przez Bank Anglii.

Inflacja wyższa od celu to m.in. skutek osłabienia funta, który przez ostatnich 12 miesięcy stracił po ponad 10 proc. wobec dolara i euro. Osłabienie waluty jest zaś w bardzo dużym stopniu reakcją na to, że w czerwcu 2016 r. Brytyjczycy wyrazili w referendum wolę opuszczenia UE. Za inflacją nie nadąża wzrost płac nominalnych, czyli płace realne się zmniejszają, co negatywnie wpływa na konsumpcję. W pierwszym kwartale sprzedaż detaliczna w Wielkiej Brytanii spadła o 1,7 proc., czyli najbardziej od siedmiu lat, a wzrost PKB wyniósł zaledwie 0,2 proc. (kw./kw.). Bank Anglii nadal prowadzi zaś luźną politykę pieniężną niesprzyjającą walce z inflacją.

Bank Anglii nie odniósł się do zapowiadanego strajku swoich pracowników. Proponując im 1-proc. podwyżkę płac, prawdopodobnie dostosował się on jednak do standardów obowiązujących w administracji rządowej. Podwyżki płac pracowników sektora publicznego zostały ograniczone przez rząd do 1 proc. rocznie. Ograniczenie takie formalnie nie obowiązuje Banku Anglii, który jest instytucją niezależną.

Ostatni raz do referendum strajkowego w Banku Anglii doszło w 1994 r., wśród pracowników działu IT. Nie zdecydowali się oni jednak wówczas na strajk. Akcje protestacyjne pracowników banków centralnych zdarzają się dosyć rzadko. W ostatnich latach do podobnych strajków płacowych dochodziło jednak m.in. w Europejskim Banku Centralnym oraz w bankach centralnych Indii i Izraela. W amerykańskiej Rezerwie Federalnej nigdy nie było strajku.