Dzisiaj sejmowa podkomisja ds. projektów frankowych zajmuje się skutkami finansowymi projektów ustaw ws. rozwiązania problemu mieszkaniowych kredytów walutowych. Na stole są trzy propozycje: Kancelarii Prezydenta, zakładająca zwrot spreadów, oraz Platformy Obywatelskiej i Klubu Kukiz'15, które skupiają się na przewalutowaniu tych kredytów. Z ostatnich słów prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego wynika, że raczej ma nie być przewalutowania przymusowego, wprowadzonego za pomocą ustawy, więc prawdopodobnie w grze jest tylko prezydencki projekt.
Sęk w tym, że nieznane są koszty jego wprowadzenia. W uzasadnieniu projektu ustawy spreadowej (formalnie nazwa to ustawa o zasadach zwrotu niektórych należności wynikających z umów kredytu i pożyczki), opracowanym w lipcu 2016 r., przed skierowaniem go do prac w Sejmie koszty projektu były oceniane na 3,6-4 mld zł. Tymczasem ówczesny przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Andrzej Jakubiak w opinii z 10 października ocenił koszty prezydenckiego projektu na ok. 9,3 mld zł. Sekretarz Stanu w Kancelarii Prezydenta RP Paweł Mucha przypomniał zwrócił uwagę, że nie została podana metodologia tych obliczeń, ani baza danych, na które zostały one oparte. Od października 2016 roku nowym szefem Komisji Nadzoru Finansowego jest Marek Chrzanowski.
- Dlatego na przełomie stycznia i lutego tego roku skierowaliśmy ponownie pisano do KNF z zapytaniem, czy te szacunki można było przedstawić sposób bardziej szczegółowy - powiedział Mucha w środę na sejmowej komisji. Jego zdaniem istotne jest, aby KNF podała metodologię swoich obliczeń i przedstawiła dane, na podstawie których te obliczenia były dokonywane.
Narodowy Bank Polski w swojej wcześniejszej opinii do projektu ustawy szacował, że koszty wdrożenia ustawy mogą być nawet ponad dwa razy wyższe niż zakładane 3,6-4 mld zł. Jacek Bartkiewicz, członek zarządu NBP, podtrzymał w środę te szacunki.