Prezes PiS stwierdził, że frankowicze powinni zacząć walczyć w sądach, zaś rząd nie może podejmować działań doprowadzających do zachwiania systemu bankowego. „Tego w żadnym wypadku żaden odpowiedzialny rząd nie może zrobić" – powiedział Jarosław Kaczyński w PR I Polskiego Radia. Słowa te zostały odebrane jako jasna deklaracja, że nie będzie przymusowego przewalutowywania kredytów frankowych.
Chwilowa ulga
Te słowa najważniejszej obecnie osoby w państwie spowodowały duży wzrost kursów akcji banków na warszawskiej giełdzie, głównie tych zaangażowanych w kredyty frankowe. Najmocniej drożały Millennium, Getin Noble, mBank, PKO BP i BZ WBK.
– Słowa Jarosława Kaczyńskiego i przedstawicieli rządu to ogólnie dobre informacje dla banków, wskazują na kierunkową decyzję wobec sektora zakładającą, że nie będzie drastycznego i kosztownego dla banków rozwiązania sprawy kredytów frankowych – mówi Kamil Stolarski, analityk Haitong Banku.
Zauważa, że to zupełna zmiana retoryki rządu. Jeszcze w kwietniu 2016 r. prezes Kaczyński określał kredyty frankowe jako nowoczesną formę niewolnictwa i był przekonany, że przewalutowanie jest możliwe, wystarczy zaangażować do tego NBP. – Teraz politycy PiS wskazują, że sprawa jest bardziej złożona, mogłaby mieć negatywne skutki dla gospodarki i postrzegania Polski przez inwestorów zagranicznych. Dlatego rząd łagodzi swoje stanowisko – dodaje Stolarski. Koszt poprzednich propozycji przewalutowania szacowano nawet na 70 mld zł.
Koszty będą niższe
Pomimo łagodniejszej retoryki rządzących analitycy spodziewają się, że jakieś koszty sektor z powodu hipotek walutowych poniesie, ale niższe, niż wcześniej zakładano. Trudno przewidzieć, co ostatecznie zrobią politycy, ale eksperci zwracają uwagę na słowa wicepremiera Mateusza Morawieckiego, który sugeruje trzy–czterokrotne zwiększenie wartości środków Funduszu Wsparcia Kredytobiorców (ma prawie 600 mln zł).