Jarosław Kaczyński w rozmowach z Andrzejem Dudą postawił na szali cały swój autorytet jako przywódcy partii i większości parlamentarnej. Postawił, ale szybko zmuszony był się z tego wycofać. Bo waga ani drgnęła.
Próba sił na razie skończyła się na niczym. Rozmowy posła Stanisława Piotrowicza z prezydenckim ministrem Pawłem Muchą to tylko parawan przesłaniający porażkę. Bo remis możliwy jest tylko w sporcie – w polityce liczy się wyłącznie ostateczne zwycięstwo.
Na co liczył prezes Jarosław Kaczyński, idąc na pierwsze spotkanie, 8 września, do Belwederu? Niewątpliwie na pokonanie oporów prezydenta względem reformy sądownictwa siłą swojego autorytetu. Tymczasem coraz bardziej lakoniczne komentarze o „bardzo dobrej" atmosferze tej i kolejnych rozmów to wynik co najmniej rozczarowujący.
Tę frustrację widać w coraz bardziej nerwowych reakcjach otoczenia prezesa wobec Andrzeja Dudy. Zaczyna się od internetu: „nie będę już nigdy głosować na A. Dudę" – meldują wierni zwolennicy linii partii w mediach społecznościowych. Wtóruje im Piotrowicz: – To jest gest z naszej strony, że rozmawiamy z panem prezydentem, bo tak na dobrą sprawę wpłynął projekt do Sejmu i powinno się rozpocząć procedowanie – oświadczył w rozmowie z portalem wPolityce.pl. A potem postawił warunek dalszych rozmów z Pawłem Muchą. Odbędą się one tylko wtedy, kiedy „Mucha przedstawi poprawkę prezydenta do drugiego kroku w wyborze sędziów do KRS".
Pole do kompromisu wyraźnie się skończyło, bo prezydent nie chce się cofnąć i zgodzić, by parlamentarna większość wybierała samodzielnie wszystkich członków KRS. W tej sytuacji jedyne, co może zrobić prezes, to odłożyć sejmową debatę nad prezydenckimi projektami, co będzie wyraźną porażką, lub przystąpić do procedowania, licząc na to, że nacisk na prezydenta przyniesie wreszcie rezultat i Andrzej Duda podpisze własne, ale drastycznie zmienione przez PiS w Sejmie, projekty.