Polska-Litwa: Obiecujące przebudzenie

Przekaz premiera Skvernelisa w sprawach, które dzieliły Warszawę i Wilno, brzmi: „Mój rząd pracuje, a nie obiecuje".

Aktualizacja: 06.09.2017 08:24 Publikacja: 05.09.2017 20:36

Premierzy Litwy i Polski wczoraj w Warszawie

Premierzy Litwy i Polski wczoraj w Warszawie

Foto: PAP, Rafał Guz

Od kiedy rządzi PiS, nie było spotkań premierów Polski i Litwy ani w Warszawie, ani w Wilnie. Do teraz. Saulius Skvernelis pojawił się w stolicy Polski. Wcześniej jego rząd wykonał gest pod adresem Orlenu, właściciela rafinerii w Możejkach (doszło do podpisania umowy z Kolejami Litewskimi). A władze lokalne, szczególnie w stolicy, nadały odpowiedni status polskim szkołom. W przeddzień wizyty okazało się jeszcze, że trzy polskie kanały telewizyjne będą mogły być odbierane na Litwie.

Zanim Saulius Skvernelis porozmawiał we wtorek rano z Beatą Szydło (i, w szerszym gronie, z przedstawicielami Łotwy i Estonii, bo nie była to wizyta bilateralna, lecz malutki szczyt polsko-bałtycki), w poniedziałek wieczorem przeprowadził z liderem PiS Jarosławem Kaczyńskim długą rozmowę o wszystkim – od inwestycji, przez mniejszości narodowe, po sport.

W Warszawie okazało się, że Litwa ma podobne podejście do swobody przepływu usług w UE jak Polska. Stanie po naszej stronie w sporze zainicjowanym przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona w sprawie pracowników delegowanych, przynajmniej w sferze transportu. – Będziemy bronić naszych kierowców tirów – powiedział „Rzeczpospolitej".

Nie krytykował Polski za to, za co krytykuje ją Komisja Europejska. Spytany przeze mnie, co by jego kraj zrobił, gdyby ważyła się sprawa odebrania Polsce prawa głosu w Radzie Europejskiej, najpierw stwierdził, że ma nadzieją na kompromis, którego, „jak mówiła, szuka premier Beata Szydło".

– A jeżeli jednak doszłoby do głosowania dotyczącego takiej kary dla Polski, jak się zachowa Litwa? – dopytywałem. Wtedy stanowisko brzmiałoby: wiemy, że „to jest nasz sąsiad".

Doświadczenie podpowiada, by nie używać zbyt entuzjastycznych określeń, by nie ogłaszać od razu przełomu czy prawdziwych narodzin braterskiego sojuszu. Ostrożnie można powiedzieć, że zapowiada się ocieplenie po latach chłodu.

Dobrze zwiastuje sugestia Skvernelisa: „Mój rząd pracuje, a nie obiecuje". Niby to nic specjalnego. Premierzy w różnych krajach często mówią, że – w przeciwieństwie do poprzedników – oni wraz ze swoimi ministrami naprawdę coś robią. W tym wypadku stwierdzenie, że się pracuje, a nie tylko obiecuje, ma wymiar szczególny.

Historia stosunków polsko-litewskich ostatnich dwóch dekad to dzieje rozbudzonych nadziei, emocjonalnych deklaracji i zapewnień. Oraz niespełnionych obietnic, głównie ze strony polityków litewskich. I dotyczących przede wszystkim losu mniejszości polskiej na Litwie.

Przez lata był taki rytuał: litewscy ministrowie, przewodniczący Sejmu, szefowie rządów zapewniali, że już za chwilę zostaną przyjęte korzystne dla tamtejszych Polaków ustawy. Chwila przeciągała się w nieskończoność. Albo zamiast korzystnego prawa ponadpartyjny klub nacjonalistów w litewskim Sejmie przyjmował niekorzystne.

Tak jak było z ustawą o pisowni nazwisk nielitewskich w 2010 roku. Odrzucona została kompromisowa ustawa przygotowana przez ówczesnego premiera Andriusa Kubiliusa. A na głosowanie do Wilna poleciał specjalnie prezydent Lech Kaczyński. Było to dwa dni przed katastrofą smoleńską. Rok później litewski Sejm przyjął nową ustawę oświatową, wbrew wielkim protestom mniejszości. Te dwa wydarzenia zepsuły na dobre stosunki.

Od agresji Rosji na Ukrainę wiadomo, że trzeba je naprawić, łączą nas sprawy wielkie i strategiczne, a dzielą regionalne i emocjonalne. Inicjatywa musiała wyjść od Litwy. I wyszła.

Nowy rząd zrozumiał, że komfort Polaków-obywateli litewskich wpływa na ich stosunek do państwa litewskiego. Że brak transmisji polskich stacji na Litwę skazuje mieszkańców Wileńszczyzny na wsłuchiwanie się w głos propagandy kremlowskiej. A interesy Orlenu są też interesami Litwy.

Wiele wskazuje na to, że poprawie stosunków nie zagrozi pomysł nowego polskiego paszportu, w którym mógł się pojawić wizerunek Ostrej Bramy w Wilnie. Wypowiedzi polskich polityków sugerują, że pozostanie on w sferze propozycji. I bardzo dobrze, bo inaczej przez dziesięć lat (tyle jest ważny paszport) Polacy prowokowaliby Litwinów, jeżdżąc po świecie ze zdjęciem z litewskiej stolicy. ©?

Od kiedy rządzi PiS, nie było spotkań premierów Polski i Litwy ani w Warszawie, ani w Wilnie. Do teraz. Saulius Skvernelis pojawił się w stolicy Polski. Wcześniej jego rząd wykonał gest pod adresem Orlenu, właściciela rafinerii w Możejkach (doszło do podpisania umowy z Kolejami Litewskimi). A władze lokalne, szczególnie w stolicy, nadały odpowiedni status polskim szkołom. W przeddzień wizyty okazało się jeszcze, że trzy polskie kanały telewizyjne będą mogły być odbierane na Litwie.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Publicystyka
Wybory samorządowe to najważniejszy sprawdzian dla Trzeciej Drogi
Publicystyka
Marek Migalski: Suwerenna Polska samodzielnie do europarlamentu?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Zamach pod Moskwą otwiera nowy, decydujący etap wojny
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Donalda Tuska na 100 dni rządu łatwo krytykować, ale lepiej patrzeć w przyszłość
Publicystyka
Estera Flieger: PiS choćby i z Orbánem ściskającym Putina, byle przeciw Brukseli