Wypowiedź prezesa Kaczyńskiego na temat zawieszenia Bartłomieja Misiewicza w prawach członka PiS i powołanie specjalnej komisji do wyjaśnienia nieprawidłowości w jego karierze miały moc salwy armatniej. Od tej pory nic już nie będzie takie samo.

Wojna została wypowiedziana, teraz pozostaje liczyć ofiary. Działania Antoniego Macierewicza w sprawie Bartłomieja Misiewicza można zdefiniować jako klasyczną prowokację. Zwlekanie z odsunięciem go z MON, lekceważenie uwag i rozmów wychowawczych z premier Szydło, a nawet kąśliwych uwag o arogancji wygłaszanych przez prezesa – wszystko to musiało doprowadzić do reakcji szefa PiS. A doniesienia o wysokiej pensji podziałały jako ostatni element układanki. Prezes nie zostawił wątpliwości co do swoich absolutnych uprawnień w partii. – W okresie pomiędzy posiedzeniami Komitetu Politycznego prezes partii w Prawie i Sprawiedliwości wypełnia funkcje Komitetu (...). Mam więc prawo powołać taką komisję i z tego prawa mam właśnie zamiar skorzystać – mówił Kaczyński.

Przed zwołanym w trybie superbłyskawicznym posiedzeniem komisji trzeba było wszystko ustalić w zaciszach gabinetów. Stąd spotkanie u prezesa Kaczyńskiego na Nowogrodzkiej z Macierewiczem, gorączkowe narady z członkami komisji i konsultowanie możliwych rozwiązań. Tak by komisja w czwartek wiedziała, jaką decyzję podjąć. Jej skład jest zresztą nieprzypadkowy: Mariusz Kamiński, Joachim Brudziński i Marek Suski to politycy, którzy są w partii najbliższymi współpracownikami prezesa i których nie można podejrzewać o jakąkolwiek większą sympatię do szefa MON...

Ile to potrwa? Sądząc po determinacji prezesa – krótko. Ale inni politycy nie są o tym przekonani, Szef Komitetu Stałego Henryk Kowalczyk twierdzi, że w PiS istnieje „system": – Mamy taki system, który pozwoli na wyciąganie wniosków. Niestety, nie z dnia na dzień, ale kwartalnie jesteśmy w stanie wychwytywać tego typu nieprawidłowości – zapewniał w środę minister. Kwartalnie? Od pierwszych informacji na temat niezwykłej pozycji Bartłomieja Misiewicza upłynęły już trzy kwartały...

To, czy PiS szybko poradzi sobie z problemem, nie zależy tylko od stanowiska partyjnej władzy. Co się stanie, jeżeli szef MON nie będzie się chciał podporządkować? Wtedy pozostanie już tylko jedno: partia, jak w „Ojcu chrzestnym", „pójdzie na materace". Nikt nie będzie mógł spać spokojnie. Już teraz z otoczenia Macierewicza dochodzą pomruki, że Jarosław Kaczyński nie rozumie, że to była „ubecka prowokacja". W tej walce już wzięła udział publiczna telewizja, nie pozostawiając wątpliwości co do tego, że to prezes ma rację. To wzburzyło część radykalnego elektoratu, który dawał temu wyraz na Twitterze. A to może być zaledwie początek.