Protest w Sejmie: Platforma w ślepej uliczce

Platforma, kontynuując protest, wykazała się konsekwencją. Tyle że wynikała ona z lęku przed utratą twarzy po jego przerwaniu. PO konsekwentnie jedzie więc w ślepą uliczkę.

Aktualizacja: 11.01.2017 21:33 Publikacja: 11.01.2017 20:27

Protest w Sejmie: Platforma w ślepej uliczce

Foto: PAP, Bartłomiej Zborowski

Jeśli celem opozycji parlamentarnej było zmuszenie PiS do ponownego głosowania w Sejmie ustawy budżetowej przyjętej w grudniu w Sali Kolumnowej, to poniosła ona całkowitą klęskę. Mimo trwania we środę posłów Platformy Obywatelskiej w sali posiedzeń, również wokół sejmowej mównicy, co przez wiele godzin uniemożliwiało rozpoczęcie obrad, protest opozycji nie przyniósł w sferze realnej efektu.

Inaczej ma się sprawa, jeśli oceniać symboliczne znaczenie okupacji sali plenarnej. Parlamentarzyści Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej od 16 grudnia na zmianę przebywali w Sejmie jako swego rodzaju wyrzut sumienia dla Prawa i Sprawiedliwości. Tyle tylko, że widząc, że obywatele nie do końca rozumieją przyjętą formę protestu, wykruszały się z niego kolejne siły opozycyjne.

Sposób procedowania ustawy budżetowej skrytykował Klub Kukiz'15, ale nie wziął udziału w proteście. Kilka dni uczestniczył w nim PSL, ale podjął decyzję o zakończeniu okupacji, gdy marszałek Senatu zadeklarował, że PiS wycofuje się z wprowadzenia zasad ograniczających pracę dziennikarzy w Sejmie. Od tego momentu Władysław Kosiniak-Kamysz razem z Pawłem Kukizem nawoływali do porozumienia.

W efekcie zaczął się łamać lider Nowoczesnej Ryszard Petru. Z naszych informacji wynika, że rozmowy pomiędzy politykami – jak podawał onet.pl – rzeczywiście trwały już od okresu świąteczno-noworocznego. Według naszych rozmówców Petru był skłonny do zawarcia kompromisu, polegającego na tym, że senatorowie wprowadziliby poprawki do budżetu, które zostały odrzucone w Sejmie. W efekcie budżetem musiałby zająć się Sejm, co oznaczałoby legitymizację głosowania z 16 grudnia.

Jeszcze przed Nowym Rokiem Nowoczesna miała wysyłać sygnały gotowości do porozumienia. Sytuację zmieniła jednak afera, jaka wybuchła w związku z wyjazdem Petru – wraz z koleżanką z partii – do Portugalii na sylwestra. Po powrocie lider Nowoczesnej musiał się tłumaczyć współpracownikom z kompromitującego ideę protestu wyjazdu, co mocno osłabiło jego skłonność do kompromisu. Jednak nawet wtedy Petru wyrażał publicznie gotowość do rozmów z PiS. Wziął w nich zresztą udział zarówno w poniedziałek, jak i we wtorek. Choć po drodze zmienił zdanie. W poniedziałek jeszcze mówił o kompromisie, lecz widząc, że na rozmowy nie przyszedł przedstawiciel Platformy, we wtorek się wycofał. – Zostaliśmy poinformowani przed rozpoczęciem spotkania, że nie jest gotów do kompromisu. Zapowiedział, że przyjdzie, lecz nie ma szans na porozumienie – mówi nam jeden z posłów PiS.

– Petru był pod ogromną presją ze strony środowisk liberalnych, które oburzały się, że chce się porozumieć z PiS – opowiada z kolei polityk opozycji. – Żadnego porozumienia nie chciał jego własny klub – mówi.

Jeśli więc Nowoczesna straciła na obecnym kryzysie, to głównie dlatego, że była niekonsekwentna. Nie bez znaczenia jest też podróż samego Petru. Podobnie jak skandal, który wybuchł po tym, jak na rp.pl ujawniliśmy faktury, które firma Mateusza Kijowskiego wystawiała KOD, mocno uderzył w wiarygodność protestu opozycji.

Jest swoistym paradoksem, że choć większość Polaków w sondażu IBRiS opowiedziała się za powtórzeniem głosowania nad ustawą budżetową, opozycja zamiast wykorzystać protest przeciw działaniom PiS, podzieliła się i pokłóciła.

Najbardziej konsekwentna była Platforma, która nie siadła do stołu z PiS. Tyle tylko, że ta konsekwencja wynikała z lęku o to, że przerwanie protestu oznaczałoby utratę twarzy. Kontynuując protest, znalazła się w ślepej uliczce i nie ma pomysłu, jak z niej wyjść.

Jeśli celem opozycji parlamentarnej było zmuszenie PiS do ponownego głosowania w Sejmie ustawy budżetowej przyjętej w grudniu w Sali Kolumnowej, to poniosła ona całkowitą klęskę. Mimo trwania we środę posłów Platformy Obywatelskiej w sali posiedzeń, również wokół sejmowej mównicy, co przez wiele godzin uniemożliwiało rozpoczęcie obrad, protest opozycji nie przyniósł w sferze realnej efektu.

Inaczej ma się sprawa, jeśli oceniać symboliczne znaczenie okupacji sali plenarnej. Parlamentarzyści Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej od 16 grudnia na zmianę przebywali w Sejmie jako swego rodzaju wyrzut sumienia dla Prawa i Sprawiedliwości. Tyle tylko, że widząc, że obywatele nie do końca rozumieją przyjętą formę protestu, wykruszały się z niego kolejne siły opozycyjne.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Publicystyka
Wybory samorządowe to najważniejszy sprawdzian dla Trzeciej Drogi
Publicystyka
Marek Migalski: Suwerenna Polska samodzielnie do europarlamentu?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Zamach pod Moskwą otwiera nowy, decydujący etap wojny
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Donalda Tuska na 100 dni rządu łatwo krytykować, ale lepiej patrzeć w przyszłość
Publicystyka
Estera Flieger: PiS choćby i z Orbánem ściskającym Putina, byle przeciw Brukseli